Dzisiejszy, wyjątkowo spokojniutki spacer po górskich lasach jak zawsze był udany. O tzw. „wysypie” można chwilowo zapomnieć ale i tak nasz „stan posiadania” brutto okazał się całkiem satysfakcjonujący. Po pierwsze
ceglasie. +/- 20 szt od całkiem małych, jędrnych i nietnietych ślimakami, po przerośniete, średnicy ponad 20 cm, po drugie
podgrzybki brunatne i
zajączki – tak po ok. 15 z gatunku, raczej starsze, ale te zebrane calkiem zdrowe i po trzecie
borowiki szlachetne, jak w przypadku
ceglasi, z tym że nieco mniej 10 szt pochowane jak rzadko kiedy. Te duże zajete, te mniejsze w pobliżu stumieni zdrowiutkie. Skoro fakty mamy „odfajkowane”, a cel naszego spaceru był nieco inny – upolować foto ładnego
goryczaka bo mnie już „nosiło”, żeby trochę o nim napisać. A że trafił się nam całkiem sympatyczny osobnik - poniżej kto z Was chce, niech poczyta co kołatało mi się po głowie od kilku tygodni. Pozdrawiamy Sznupok i Tazok *********** Kto z Was nie lubi gorzkiej czekolady ? migdałów ? Campari z sokiem pomarańczowym?grejpfrutów? czy w końcu boskiego smaku włoskiego espresso doppio ?Dokąd zmierzam z tymi kulinarnymi porównaniami ?Do goryczki, która w odpowiedniej dawce podkreśla wyrafinowane smaki wielu potraw. Czasami zdarzy się, że w koszyku nawet doświadczonego grzybiarza mogą znaleźć grzyby, które brane są za
borowika szlachetnego, lub
koźlarza babkę. To
goryczaki żółciowe, to właśnie o nie chodzi. Już sama ich nazwa zwiastuje spodziewany smak. Nazywamy je ze Sznupokiem „nabieraczami”, ile razy zabiło nam szybciej serducho na widok idealnego wręcz kapelusznika, dopiero przy bliższej znajomości, okazywało się, że to niemal doskonałe sobowtóry
koźlarzy czy
borowików. Rosną u nas gromadnie, przez wielu potocznie nazywane są „szatanami” choć z prawdziwymi borowikami szatańskimi nie mają wiele wspólnego. Co najważniejsze nie są trujące mimo mikro zawartości toksycznej muskaryny. Są po prostu niejadalne, w każdej postaci są ekstremalnie gorzkie, podobno nawet obgotowanie owocników jeszcze bardziej wzmaga gorzki smak. Ich goryczka jest mocno wyczuwalna w stanie surowym, więc jeśli leży Wam na względzie smak przyszłej jajecznicy, czy zupy warto wziąć na ząb kawałeczek kapelusza. Taki egzamin da nam 100% pewność z kim mamy do czynienia. Pal sześć jeśli kawałek nabieracza wpadnie nam do jajecznicy z dwóch jajek, mała strata - kosz i spokój ale kilkulitrowy garnek bigosu - to głodna i zła rodzinka pamiętać będzie kucharzowi do grobowej deski. Wiele źródeł podaje, że młode owocniki mają białe rurki, może to specyfika górskiego lasu, ale ilekroć zaglądałem im „ pod spódniczkę „ zawsze widziałem, ledwo dostrzegalne lekko różowe zabarwienie, im starsze i większe tym róż bardziej intensywny i ciemniejszy, przechodzący w szarości. Wypukłe nakrycia głowy noszą dumnie, w kolorach od piaskowego przez zgaszone odcienie żółci, az po pełną palete szarości.
Goryczaki tworzą ścisłą więź z sosnami, jak fachowo powiedziałby nasz Admin – mikoryzują z tym gatunkiem drzew i tam głównie, wśród sosen na nizinach można go spotkac najczęściej, nie przeszkadza mu też towarzystwo świerków i jodeł, stąd częsty też w górach. Moim zdaniem,
Goryczaki najbardziej podobne są do
borowików usiatkowanych, pewnie ze względu na dosyć wyraźną siateczkę na trzonku. Grzyby te rosną w tych samych miejscach, co
prawdziwki i
podgrzybki, niewprawieni grzybiarze mogą się więc pomylić. Owocniki wyglądają niezwykle efektownie i osiągają często znaczne rozmiary. Nie niszczmy ich, tylko dlatego, że natura dała im ten gorzki smak, i że właśnie staliśmy się przed chwilką „ofiarą” jego niezwykłej urody, chętnie zjada go większość zwierząt, może kubki smakowe ślimaków nie mają strefy tego właśnie smaku? Z życzeniami sukcesów wszystkim i z sąsiedzkimi pozdrowieniami dla @szukającnosemgrzyba, oraz dla wszystkich Was, pytających o
Goryczaki na forum, którzy natchnęliście mnie do opisania tych pieknych borowikowatych, ślę pozdrowienia Tazok