W niedzielne popołudnie postanowiłam sprawdzić co w lesie słychać z nadzieją, że uda się "coś" znaleźć. I miła niespodzianka. Ogrom
kani, w pięć minut cały kosz. To co się w koszyku nie zmieściło zostawiłam w lesie, a mogło być tego i z dziesięć koszy. Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałam. A poza tym kilka
zajączków i na zakończenie wyprawy jeden prześliczy
podgrzybek. Sezon rozpoczęty!