... szerzej o tym grzybobraniu ...
W tym roku pierwsze grzyby znalazlem na swoim RODOS w maju. Rodzinkę wodnichy wiosennej i coś mi mówiło, że ten sezon będzie bardzo udany. Jak się okazało intuicja grzybowa nie zawiodła ale trzeba było czekać cierpliwie do jesieni a biorąc pod uwagę upalne i suche lato trudno było o optymizm. No ale te wodnichy były jeszcze "nieoficjalne". Oficjalnie sezon rozpocząłem 1 czerwca wycieczką rowerową do Lasu Mokrzańskiego na zachodnich granicach Wrocławia. Grzybów to tam raczej nie ma nawet przy dobrym wysypie byłoby coś około 10 chętnych na każdy owocnik :) ale na początek znalazłem jednego kozaka w innej miejscówce nieco bliżej domu, powiedzmy między Leśnicą a Żernikami. Wiadomo jeden kozak wysypu nie uczyni jednakże początek został zrobiony. Ciąg dalszy czerwca to wyjazd w Góry Świętokrzyskie. Tutaj nie było problemu suszy. Zadbały o to liczne cumulonimbusy :) Z co najmniej dwóch powodów na prawdziwe grzybobranie nie było jak się wybrać. Pierwszy to ogrom atrakcji turystycznych do zwiedzania a czas niestety ograniczony a drugi jest taki, że co prawda część tych atrakcji leży na terenie Puszczy Jodłowej czyli na terenie jak najbardziej lasu ale jednocześnie jest to teren Parku Narodowego albo nawet rezerwatu przyrody. A skoro tak to nie ma mowy nie tylko o zbieraniu czegokolwiek ale nawet o zejściu ze szlaku. W koncu jednak mieliśmy troszkę szczęścia. Na końcu naszego pobytu odwiedziliśmy Oblęgorek, w którym mieści się muzeum Henryka Sienkiewicza. Niestety ponieważ był to poniedziałek muzeum było nieczynne. Pozostało nam zwiedzenie parku przy muzeum, gdzie rośnie dużo okazałych drzew a wiele z nich jest pomnikami przyrody. Bardzo sympatyczny pracownik muzeum polecił nam, w zamian za zwiedzanie muzeum, zdobycie pobliskiej Baraniej Góry. Nie jest to może jakiś imponujący szczyt ale za to szlak wiedzie urokliwym wąwozem przez rezerwat przyrody porośnięty jodłami i bukami. Przy szczycie góry rezerwat się kończy i nareszcie można było rozejrzeć się za grzybami. Efekty nie były oszałamiające ale znaleźliśmy kilka boletusów - pozostawionych na miejscu z powodu zbyt mocnego zasiedlenia oraz garstkę kurek te zabraliśmy ze sobą. Niestety na Dolnym Śląsku po raz kolejny nastała susza. Rozpoczął się lipiec ale na jakiś zbiór grzybów nie było szans. Wyjeżdżaliśmy w okolice Międzyborza Sycowskiego i Bukowiny Sycowskiej na jagody a przy okazji dla rozprostowania kości sprawdziłem jedną i drugą miejscówkę. Ale tam. Chyba siano u chłopa w stodole jest bardziej wilgotne niż ta ściółka i o grzybach można było zapomnieć a i jagód było mało i były drobne. Sierpień to ciąg dalszy suszy. W połowie miesiąca doczekaliśmy się upragnionego wyjazdu urlopowego na Pomorze Zachodnie z nadzieją na odmianę naszego marnego losu grzybowego. Żeby nie czasem. W lesie kompletnie nie było czego szukać. Letnie słońce przy braku opadów załatwiało sprawę. Grzybobranie przypominało żebraninę. Troszkę kozaków, chyba ze dwa boletusy, raz czy dwa udało mi sie znaleźć trochę kurek. Trafiały się pojedyńcze podgrzybki brunatne. Z tym, że całe grzybobranie to brzegi jezior lub bagien. W samym lesie nie było śladu jakichkolwiek grzybów. Urlop dobiegł końca i musieliśmy wracać do pracy. Tymczasem rozpoczął się wrzesień i zaczęło się spełniać moje majowe przeczucie. nasz los grzybowy odmienil się o 180 stopni. Na początek pojechałem rowerem nad Odrę. Byłem zaskoczony ogromną ilością grzybów (niekoniecznie jadalnych) rosnących na nadodrzańskich łęgach oraz wśród kęp dębów i osik, które rosną na wspomnianych łęgach. Kolejna sobota to już regularny wyjazd na grzyby najpierw do Międzyborza Sycowskiego a później przesiadka do pobliskiej Bukowiny Sycowskiej. Efekt ogromna ilość podgrzybków brunatnych i kozaków. Również było sporo maślaków i kań. Gdzieś około 20 września zacząłem otrzymawać alarmujące telefony od znajomych z Pomorza Zachodniego o ogromnym wysypie boletusów, potwierdzanych zresztą doniesieniami znajomych na tym Portalu. Wierzcie mi, że ciężko było mi usiedzieć na miejscu ale obowiązki służbowe pozwoliły mi wyjechać na Pomorze dopiero około 10 października. Cóż mam napisać. Prawdziwych było faktycznie mniej a te co znajdowaliśmy często już nie nadawały się do zabrania z powodu zbyt podeszłego wieku ale tyle co nam i jeszcze znajomym było potrzeba zebraliśmy i to z grubym bonusem. Natomiast podgrzybki... Te to chyba dostały jakiegoś amoku. Powiem Wam, że od pół wieku zwiedzam lasy w Polsce i nie tylko w Polsce ale takiego wysypu to nie pamiętam. Oczywiście bywały lata, że tych podgrzybków było bardzo dużo ale tylko miejscami a w tym roku rosły dosłownie wszędzie. Po prostu wystarczyło wejść do lasu. Do tego dochodziła duża ilość kań i maślaków. Nieco później pojawiły się zielonki, rydze i opieńki. Te ostatnie również w ilościach hurtowych - co pozwoliło na wypróbowanie podanego przez Kolegę Pawła na tym forum zresztą, przepisu na grzyby w pomidorach. Mogę ten przepis polecić z czystym sumieniem każdemu. Dwutygodniowy pobyt szybko dobiegł końca. Wróciliśmy więc do codziennych obowiązków ale z bogatymi łupami grzybowymi w każdej chyba postaci :) Listopad z tego co czytałem na naszym Forum to już koniec wysypu. Zresztą to samo obserwowałem pod koniec pobytu na Pomorzu Zachodnim. Był już prawie brak młodych owocników i to właściwie wszystkich gatunków, no może z wyjątkiem opieniek. Cóż wszystko co dobre szybko się kończy. Brak czasu, konieczność wykonania pilnych prac jesiennych na działce nie pozwoliły mi na wypad do lasu w listopadzie. No prawie. 30 listopada pojechałem rowerem do Lasu Strachocińskiego znajdującego się na wschodnich krańcach Wrocławia. W końcu to też las :) Grzybów wprawdzie tam nie ma ale przecież trzeba było jakoś zakończyc ten sezon. Prawda? Na koniec chciałbym podziękować Leśnym Ludkom za piękne opisy grzybobrań, które zawsze czytam z zainteresowaniem i przyjemnością. Szczególnie dziękuję Pawłowi Lenartowi za piękne opisy przyrody i profesjonalne zdjęcia, Marcie Grzybi@rze za ciekawe opisy obcowania z przyrodą, Grzybiarzowi na Rowerze za rzeczowe doniesienia z grzybobrań, Maćkowi Tazokowi również za artykuły i profesjonalne zdjęcia. Przepraszam Was ale nie sposób wymienić wszystkich choćbym zużył przysługujące mi 7000 znaków na same podziękowania. raz jeszcze wszystkim Wam dziękuję. Z niektórymi z Was miałem przyjemnośc poznać się osobiście z innymi znam się tylko powiedzmy wirtualnie ale łączy nas wspólna pasja i bardzo mnie cieszy taka możliwość wymiany doświadczeń czy wrażeń. Największe podziękowania należą się oczywiście naszemu Adminowi za prowadzenie tego Portalu. Marku bez Ciebie nie mielibyśmy możliwości właśnie podzielenia się swoimi wynikami grzybobrań czy pochwalenia się odkrytymi osobliwościami przyrody. Wszytkim Wam życzę dużo zdrowia, wszelkiej pomyślności dla Was i Waszych bliskich w nadchodzącym Nowym 2020 Roku oraz co najmniej tak udanego sezonu grzybowego jaki mieliśmy w mijającym Roku 2019. Serdecznie pozdrawiam Admina i całe Leśne Bractwo.
(0/h) Drodzy Grzybiarze! Wszystkiego dobrego wam zycze! A szczegolnie zeby kolejny sezon byl jeszcze lepszy a wysypy wystepowaly od maja do pazdziernika! Mam nadzieje ze stoly wasze pelne sa darow lasu! Pozdrawiam
(0/h) Tym razem bez lasu i grzybów ale za to z życzeniami
Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia Adminowi i wszystkim Leśnym Ludkom składam serdeczne życzenia zdrowych, spokojnych spędzonych w rodzinnej atmosferze Świąt Bożego Narodzenia oraz wszelkiej pomyślności w nadchodzącym Nowym 2020 Roku a nam wszystkim pozostaje życzyć sobie co najmniej tak dobrego sezonu jakim był sezon tegoroczny.
(0/h) Październik to kontynuacja super wysypu grzybów, a listopad to systematyczny spadek grzybności i wygaszanie wysypu. Oj, działo się w tym sezonie!;-)
... szerzej o tym grzybobraniu ...
PAŹDZIERNIK. Od niepamiętnych lat, „dziwnie” ułożył mi się miesiąc październik. Duża ilość obowiązków i mało czasu spowodowały, że wycieczek październikowych na grzyby miałem stosunkowo niewiele, a te, co się odbyły, ominęły gminę Międzybórz. Dlatego też, ta część podsumowania jest nieco inna, ponieważ dotyczy Borów Dolnośląskich, a nie gminy Międzybórz, chociaż z niej, miałem bieżące relacje od znajomych grzybiarzy, dzięki którym, na końcu będę mógł napisać kilka zdań podsumowania. Dziesiąty miesiąc w roku nie był w skali kraju już tak wilgotny, jak wrzesień, niemniej w gminie Międzybórz spadło prawie tyle deszczu, ile wynosi norma z lat 1981-2010. Dzięki temu, grzyby mogły kontynuować swój wspaniały wysyp. W dniu 5. października jadę z Sylwią i Andrzejem do Borów Dolnośląskich. Od rana leje deszcz, który w południe, jeszcze zwiększy swoją intensywność. Trafiamy na początek SUPER-WYSYPU podgrzybków i prawdziwków. Zmoknięci jak kury, zapisujemy na koncie fenomenalne grzybobranie. Spotkana, starsza Pani mówi nam, że zaledwie tydzień temu, kiedy w gminie Międzybórz trwało już grzybowe szaleństwo, tutaj panowało jeszcze bezgrzybie. Po połowie października ponownie jedziemy w Bory Dolnośląskie. Wita nas „apokaliptyczny” poranek, natomiast my – podziwiając przepiękną i bardzo intensywną zorzę poranną, liczymy na „apokaliptyczne” zbiory.;)) Zanim na dobre rozpoczniemy grzybobranie, zostajemy po raz tysięczny w życiu oczarowani Borami Dolnośląskimi z ich niesamowitą, niepowtarzalną aurą, wylewającą się z drzew, wrzosowisk, piachów, bezkresu i wspaniałości. Im dalej w las tym więcej grzybów. Zaczynamy znajdować dorodne prawdziwki i mnóstwo podgrzybków. Mniejszych grzybów nie ma tyle, co na początku wysypu, czyli ponad dwa tygodnie temu, ale jest ich mnóstwo i są bardzo zdrowe. Grzyby w mchu, grzyby w porostach, grzyby w ściółce, grzyby w piachu. Wszędzie grzyby. Grzyb grzyba grzybem zagrzybia. Szaleństwo grzybowej jesieni trwa!;)) Na podstawie relacji moich znajomych grzybiarzy należy napisać, że grzybowo, miesiąc październik 2019 roku w gminie Międzybórz był bardzo dobry, co najmniej do połowy miesiąca. Po połowie, dość szybko rozpoczął się schyłek wysypu, a ostatnie, większe zbiory grzybów, notowano około 20-23 dnia miesiąca. Niemniej, przez pierwszą połowę października, grzybiarze zbierali w dużych ilościach, przede wszystkim podgrzybki, prawdziwki, kanie, maślaki i opieńki, a cały miesiąc, należy uznać za bardzo dobry pod kątem grzybów, z akcentem na pierwszą jego połowę. Natomiast fenomenalnie grzybowo zapisał się cały miesiąc październik w Borach Dolnośląskich. LISTOPAD. Po kilku, wyśmienitych tygodniach jesiennego wysypu grzybów, przyszedł czas na powolne wygaszanie grzybowych emocji, których lasy dostarczyły grzybiarzom w tym sezonie hurtowych ilości. Na przełomie października i listopada przyszło dosyć mocne ochłodzenie, które przyniosło trzy mroźne noce. Miejscami, spadki temperatury wyniosły -5 stopni C przy dużej wilgotności powietrza. A tego grzyby nie lubią. Ponownie nie było mnie w gminie Międzybórz, pojechałem do niej dopiero na oficjalne zakończenie sezonu, w dniu 30 listopada. I ponownie bezcenne okazały się informacje od znajomych grzybiarzy. Za to pożegnałem sezon grzybowy z Sylwią i Andrzejem w Borach Dolnośląskich i w górach. Jeżeli chodzi o opady to miesiąc listopad zapisał się w gminie Międzybórz w normie (okres referencyjny 1981-2010). Im dalej na wschód, tym było bardziej sucho. Niemniej, opady w listopadzie nie są już tak istotne, jak we wrześniu i w październiku. Listopad przyniósł opady w normie, chociaż w lesie zrobiło się jednak dość sucho. Było też ciepło, miejscami bardzo ciepło, jak na listopad. Grzyby, rozpędzone wysypem wrześniowo-październikowym, jeszcze kluły się, chociaż ich ilość była nieporównywalnie mniejsza w stosunku do poprzednich tygodni. W dniu 3. listopada pojechałem z Sylwią i Andrzejem do Borów Dolnośląskich, po raz ostatni w tym sezonie. Celem były lasy wokół Leszna Górnego i Studzianki, chociaż na początku, pojechaliśmy w nowe miejsca, które odkryliśmy w tym sezonie. Jednak w tej części Borów Dolnośląskich sezon definitywnie dobijał do mety. Wprawdzie znaleźliśmy trochę prawdziwków i podgrzybków, ale nie nadawały się one do zbioru. Po przymrozkowych nocach, a teraz przy odwilży, grzyby stały się bardzo miękkie, nasączone wodą jak gąbka i mocno sflaczałe. Tylko nieliczne owocniki można było zabrać ze sobą. Najlepszą kondycją cieszyły się młode maślaki zwyczajne, które rosły głównie wzdłuż piaszczystych dróg. W tej sytuacji udaliśmy się do zaczarowanych lasów w okolicach Leszna Górnego, skąd szliśmy w kierunku Studzianki. To niezwykłe lasy, chociaż ostatnio dość przetrzebione z uwagi na intensywną wycinkę. W lasach tych, skryły się przepiękne prawdziwki, przeważnie w dobrej kondycji. Trzeba było bardzo ostrożnie chodzić, ponieważ często ze ściółki wychylał się tylko skrawek kapelusza. Niedogodnością były robaki, które pomniejszyły zbiór boletusów „novemberusów”, ale i tak udało się nam całkiem przyzwoicie nazbierać, jak na początek listopada po solidnych przymrozkach. Każdy borowik cieszył nas niezmiernie. Czuliśmy, że to już ostatki w tym sezonie i na pierwsze borowiki, przeważnie usiatkowane lub ceglastopore będzie trzeba czekać co najmniej do połowy maja 2020 roku. Udało nam się zebrać także po kilkadziesiąt sztuk „zieleniatek”. Widać było, że zrobiło się za sucho i nie ma jakiegoś dużego wysypu zielonek, ale można coś nazbierać. Część z nich została w lesie z uwagi na zaczerwienie. W następnym tygodniu jedziemy w góry. Znaleźliśmy ostatnie w tym sezonie borowiki ceglastopore, a daniem głównym górskiego, listopadówego grzybobrania były wspaniałe pieprzniki trąbkowe. To bardzo niedoceniany gatunek grzybów, wyśmienity, smaczny, niewiele ustępujący klasycznym kurkom. Pomimo, że październik i listopad upłynął mi pod znakiem grzybobrań w Borach Dolnośląskich i raz w górach, początek i zakończenie sezonu, jak i całego Tour De Las & Grzyb 2019 nastąpił w Bukowinie Sycowskiej. Zakończenie miało miejsce w towarzystwie Krzyśka i Leszka – ludzi w podobnym stopniu fanatycznych na punkcie lasu co ja.;)) Sama wycieczka na zakończenie sezonu to był prawdziwy pokaz piękna 30-listopadówej Bukowiny w akompaniamencie jej walorów, wyeksponowanych przez promienie słoneczne i gołą szatę roślinności. Tak, jak po raz pierwszy, 32 lata temu, wędrowałem aleją jesionową do bukowińskich lasów, tak i teraz, przeszliśmy nią honorowo i uroczyście. Podsumowując grzybowo miesiąc listopad 2019 roku w gminie Międzybórz, na podstawie relacji znajomych grzybiarzy, wniosek jest taki, że był to czas wygaszania jesiennego wysypu grzybów i to już od samego początku miesiąca. Proces ten przyśpieszyły przymrozki z przełomu października/listopada. Do połowy miesiąca można było jeszcze znaleźć zawieruszone i przeoczone podgrzybki, koźlarze, kanie i maślaki. To był schyłek świetnego sezonu i o tej porze roku nie jest to nic nadzwyczajnego. Natomiast cały sezon grzybowy w gminie Międzybórz, z grzybowymi, punktowymi wypryskami na przełomie maja/czerwca oraz pod koniec sierpnia i pomimo generalnie bardzo słabego, w zdecydowanej większości bezgrzybnego lata, otrzymuje najwyższą ocenę, czyli 6-stkę, za grzybową kumulację kulminacji od trzeciego tygodnia września, która trwała praktycznie przez cały październik. Taką samą ocenę wystawiam sezonowi w Borach Dolnośląskich. Do usłyszenia w maju 2020 roku. Darz GRZYB!;)) ♥
(0/h) Dzisiaj druga część mojego podsumowania sezonu grzybowego 2019 w gminie Międzybórz (ale nie tylko), obejmująca miesiące wrzesień-listopad. Osobny wpis poświęcam wrześniowi, a drugi, przeznaczę na październik i listopad.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Darz Grzyb! Wrzesień i październik to w całym roku najważniejsze dla grzybiarzy miesiące, ponieważ, podczas normalnego przebiegu pogody, to właśnie w tych miesiącach należy spodziewać się zasadniczego, jesiennego wysypu grzybów. Ten rok przechodzi do historii w grzybowej dumie i chwale. Zanim jednak doszło do wysypu, pogoda i relacje grzybiarzy, systematycznie podnosiły ciśnienie, a atmosfera oczekiwania na wysyp gęstniała z każdym dniem…;)) Ileż to pytań mają grzybiarze u progu września. Czy będzie wysyp? W jakich regionach najbardziej grzybnie? Ile potrwa wysyp? Czy opady będą wystarczające? Czy przymrozki zbyt szybko nie zakończą sezonu? Jakie gatunki najobficiej będą owocnikować? Czy robaki, skoczogonki lub ślimaki zbytnio nie rozpanoszą się w grzybach? Zaczyna się wielka, grzybowa debata, nerwowe przeglądanie prognoz pogody, śledzenie relacji grzybiarzy z wycieczek i przebieranie nogami. I mi ta atmosfera się udziela, którą podkręcam z premedytacją, poprzez np. „dolnośląskie komentarze grzybowe”.;)) To był wreszcie normalny opadowo wrzesień. W gminie Międzybórz napadało około 120% normy deszczu na tle 30-sto letniego okresu referencyjnego 1981-2010. Niemniej, praktycznie cały Dolny Śląsk, po niedoborach opadów w miesiącach letnich, wrzesień miał co najmniej w normie opadowej. Jedynie bardzo wąski skrawek na południowym-zachodzie okazał się z lekkim niedoborem deszczówki. Pierwsze, niewielkie jeszcze opady wystąpiły już na początku miesiąca. Prognozy pogody stawały się coraz bardziej optymistyczne, ale ja, podchodziłem do nich z dużą ostrożnością, nauczony wielokrotnymi „wtopami” modeli numerycznych pod kątem opadów w poprzednich miesiącach. Jednak już pierwsze dni września pokazały, że za kilkanaście dni w lasach może być grzybowo. Większe i mniejsze opady pojawiały się coraz częściej. Wśród nich, perłami były te wieloskalowe, o średnim natężeniu, padające po kilka lub kilkanaście godzin. To właśnie ten rodzaj opadów jest najbardziej oczekiwany i pożądany przez grzyby i grzybiarzy. Zanim jednak doszło do uformowania się wysypu, trzeba było sprawdzić, co się dzieje w lesie po pierwszym tygodniu września. Wówczas, pojechałem z kolegą Krzyśkiem do Międzyborza, gdzie prawie przez cały dzień padał deszcz, chociaż jego natężenie, zmieniało się jak w kalejdoskopie. Raz lało dosyć obficie, innym razem mżyło lub „kapuśniaczkowało”.;)) Sprawdzałem wilgotność ściółki na trasie i cały czas miałem niedosyt, mówiąc do Krzyśka, że to jeszcze za mało, że z tego chyba porządnego wysypu nie będzie. Wtedy to Krzysiek wypowiedział prorocze zdania: „Zobaczysz Paweł, jeszcze nie będziesz mógł z lasu wyjść, tyle będzie grzybów. Wspomnisz moje słowa”.;)) Wspominam z przyjemnością!;)) Moje pierwsze podejście do jesiennego grzybobrania w gminie Międzybórz, zaplanowałem na 20. września. Byłym wielce „laso-grzybo” żądny i nie mogłem się doczekać, kiedy postawię gumowce na bukowińskiej stacji.;)) Po pierwszych oględzinach lasu, wniosek nasunął się sam: ZACZYNA SIĘ WYSYP!;)) Jako wsparcie (support) przed występem głównej, podgrzybkowo-prawdziwkowej orkiestry dętej jesiennego lasu, wystąpiły czubajki kanie na łąkach. Kocham takie występy, które zawsze nagradzam brawami na stojąco! Znajdowane grzyby były w fazie klucia się. Młode, zdrowe i twarde. Nie był to jeszcze super wysyp, a raczej wspaniałe grzybobranie, które wymagało nieco wysiłku, tj. dłuższego pochodzenia po lasach, poszperania i wizyty w różnych miejscówkach. Pierwsze, młode podgrzybki. Symbol jesieni. Grzybowej jesieni, która tak naprawdę dopiero szykowała nam bombę „grzyborową”, chociaż 20. września, nie było widać, że zanosi się aż na takie uderzenie. Zauważyłem u siebie „syndrom ciągle za suchej ściółki”. Wydawało mi się, że mimo wszystko jest jeszcze za sucho, aby wysyp przeobraził się w wielkie „BUM”.;)) Pierwsze, jesienne grzyby, wylądowały w garnku, marynatach, suszu i w sosie. Najwyższa jakość. W całym domu zapachniało lasem. W między czasie, następne powiaty wchodziły w jesienny wysyp i decyzja mogła być tylko jedna. Trzeba było ogłosić ALARM GRZYBOWY na terenie całego województwa dolnośląskiego.;)) Za parę dni drugie podejście do grzybobrania. Kilka kilometrów ode mnie, samochodem przyjechał Andrzej z Sylwią, z którymi postanowiłem się spotkać w lesie i razem wrócić do Wrocławia. W lasach buszował też Krzysiek z Leszkiem. Generalnie obstawiliśmy lasy z kilku stron. Na początku sprawdziłem miejscówkę na koźlarze topolowe, których kilkadziesiąt sztuk, zebrałem na wcześniejszym grzybobraniu. Tym razem, to wybierałem tylko najładniejsze grzyby. Już ta miejscówka zasygnalizowała mi, że grzybów jest dużo. Pytanie – jak dużo. Zrobiło się pochmurno i zaczął padać deszcz. Musiałem schować aparat żeby nie zamókł. Zacząłem się kręcić po starych, sprawdzonych miejscówkach i to, co tam zobaczyłem, okazało się wspomnianą wyżej bombą „grzyborową”.;)) W ciągu kilku dni, jesienny wysyp, przekształcił się w SUPER WYSYP, a grzybowa afera w SUPER-AFERĘ.;)) Objuczony grzybami do maksymalnych możliwości wytrzymałościowych moich rąk, nawet nie myślałem o robieniu zdjęć, chociaż, gdyby nie deszcz, nakręciłbym filmik z najbardziej grzybnego miejsca, w którym zapełniłem kosze, a grzybów wciąż było nie do wyniesienia. Ten, jakże miły problem, mieli wszyscy moi znajomi, którzy w tym czasie szwendali się po różnych częściach bukowińskich lasów. Jesienny wysyp grzybów w gminie Międzybórz rozpętał się w fenomenalny sposób!;)) Grzyby po raz pierwszy pokonały mnie w tym sezonie. Pokonały, to znaczy, że znalazłem je w takich ilościach, że nie byłem w stanie wszystkich zebrać. Nie chcę tutaj przesadzić, ale nie skłamię, jeżeli napiszę, że zostawiłem co najmniej 400-sta, jak nie więcej podgrzybków, które miałem na widoku. Prawdziwki starałem się zebrać i to one stanowiły lwią cześć mojego oraz Sylwii i Andrzeja grzybobrania, chociaż także i część z nich musiałem pozostawić, bo skończyły się możliwości załadowcze pojemników. W stanie pełnego zagrzybienia. W stanie euforii! Na to czekaliśmy! Takie chwile pozostaną w pamięci do końca życia. Grzybowa moc niech będzie z Wami!;)) Po tak szalonym grzybobraniu, aż „bałem” się pojechać ponownie na grzyby. Tym razem z najbliższymi, pojechaliśmy na 5 godzin, po prostu na leśny spacer, biorąc dwa, średniej wielkości koszyki, które zresztą nazbieraliśmy na zupełnym luzie, spacerując właściwie tylko wzdłuż leśnych dróg. Cały czas kluło się ze ściółki mnóstwo młodych podgrzybków. Świetne warunki pogodowe utrzymywały się. Grzyby „oszalały”, a grzybiarze wraz z nimi.;)) Kończy się cudowny wrzesień w magicznej Bukowinie i na kultowych Wzgórzach Twardogórskich. Biegnie jako grzybowy zwycięzca. Przypomina wszystkim, jak powinna wyglądać u nas jesień. Nie skąpana w suchych wyżach i Słońcu, a emanująca ciepłem, opadami deszczu i tonami grzybów, które tak wspaniale barwią nam lasy. Podsumowując grzybowo miesiąc wrzesień 2019 roku w gminie Międzybórz, należy użyć grzybowego patosu, pisząc i mówiąc o nim: „wybitny, fenomenalny, zaczarowany, cudowny, fantastyczny, pierwszej klasy, nadzwyczajny, oszałamiający, wzorowy, koncertowy”, itp. Chociaż zaczął się bezgrzybnie, w drugiej połowie, odpalił „grzybonamit” o ciężkości milionów ton masy grzybowej. To był wrzesień, o którym grzybiarze będą rozprawiać latami. Tymczasem do lasu wszedł październik… CDN.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
LIPIEC. Lipiec to zawsze jakaś nadzieja dla grzybiarzy, ponieważ – obok czerwca – jest to najbardziej deszczowy miesiąc w roku. Statystycznie. Jednak nie ma reguły, że zawsze będzie on wilgotny. Niemniej łudziłem się, że skoro czerwiec tak „zatkało” z opadami, to jak lipiec odkręci kurek z wodą, to grzyby same przypłyną do Wrocławia.;)) Lipcowa pogoda zrobiła się dziwna. Przez pierwsze dwa tygodnie, przyjemnie ochłodziło się, można było odetchnąć po czerwcowym piekiełku i często też panowało większe zachmurzenie. Tylko co z tego. Lipiec okazał się nie mniej „zatkany” opadowo od czerwca. W gminie Międzybórz napadało zaledwie około 40-50% normy dla przyjętego okresu referencyjnego 1981-2010. Większe, punktowe opady pochodzenie burzowego, przeważnie wypadały się w górach i na terenach podgórskich. Na niziny docierały ochłapy w postaci 10 litrów wody na kilometr kwadratowy… Były wielkie oczekiwania na „europejski monsun letni”, czyli spóźnione deszcze świętojańskie, które – w normalnym opadowo roku, powinny były wystąpić na przełomie czerwca i lipca. Niestety, nadal przeważały tylko punktowe opady, które i tak niewiele poprawiały sytuację hydrologiczną, nawet w miejscach, w których wystąpiły. Pod koniec miesiąca było już jasne, że „monsun” w tym roku nawalił zarówno w czerwcu, jak i w lipcu. Punktowo, mocniej popadało w dzielnicach centralnych. Jagody wreszcie można było zbierać w bardziej ludzkich warunkach. Przy dwudziestu-kilku stopniach i dużym zachmurzeniu to komfort zbierania, a nie w pełnym Słońcu, przy trzydziesto-kilkustopniowym gorącu. Nieliczne burze tylko straszyły i grzmiały z daleka. Wszystko rozchodziło się po kościach suszy. Soczysta, majowo-czerwcowa zieleń przeobraziła się w ciemno-zieloną. Tradycyjnie powłóczyłem się po polach i łąkach, aby „napaść” oczy widokami bukowińskich krajobrazów. Na efekty piekielnego czerwca i chłodniejszego, ale też bardzo suchego lipca nie trzeba było długo czekać. Jagodniki na bardziej naświetlonych stanowiskach, w głębokim stresie, zaczęły ulegać panującej suszy. Trzeba było się sprężać ze zbiorami jagód, ponieważ kolejna fala upałów, definitywnie mogła zakończyć sezon jagodowy, które by wyschły na wiór, jak to miało miejsce w 2015 roku. 20. lipca uroczyście odtrąbiłem koniec zbioru jagód na ten rok. Zapasy zrobione, 500 pierogów pożartych, czas odpocząć.;)) Pod koniec lipca, ponownie zaczęło się robić gorąco i nadal z opadami było kiepsko. Wizja piekielnego sierpnia stanęła grzybiarzom przed oczami. Sierpnie w ostatnich latach dały nieźle popalić. Masowo zaczęły dojrzewać jeżyny. Ich aromat i smak nie mają sobie równych. Zacząłem się zastanawiać, jak ułoży się pogoda w sierpniu? Bywały świetne grzybowo sierpnie, czasami nawet lepsze od wrześni. Może w tym roku tak będzie? Podsumowując grzybowo miesiąc lipiec 2019 roku w gminie Międzybórz, można napisać o panującej, grzybowej biedzie z nędzą, podobnej do tej czerwcowej. Wprawdzie temperatury stały się bardziej ludzkie, do zniesienia, to wciąż panuje silna susza, w której grzybnia nie ma szansy na jakiekolwiek ruchy grzybotwórcze. Sezon jagodowy udany, chociaż jagodniki, na bardziej nasłonecznionych stanowiskach, zaczynają wysychać. Z kopyta i kolców, startuje sezon na jeżyny. SIERPIEŃ. Wrzosami zakwitnął i rozpoczął się sierpień. Ostatnia nadzieja na letni wysyp grzybów. Żeby ta nadzieja, urealniła się w leśnej ściółce, potrzebny jest deszcz. Dużo deszczu i umiarkowane temperatury. Jednak sierpień sezonu 2019, nie zamierzał dostosować się do koncertu życzeń grzybiarzy, co nie oznacza, że nie pobudził trochę zaspane już tym czekaniem towarzystwo kapeluszników. Sierpień „popisał” się, podobnie jak czerwiec i lipiec, miernotą opadową. Bywały takie lata, że deszcze świętojańskie, z dużym opóźnieniem, przychodziły właśnie w sierpniu (np. 2006 rok). Niestety, w tym roku „monsun” w ogóle nie przyszedł, tym samym, meteorologiczne lato (obejmujące miesiące czerwiec-sierpień) zapisało się jako wybitnie suche. Ponownie w gminie Międzybórz, napadało zaledwie połowę tego, co powinno napadać. Opadowe fronty, czasami wkraczały nad Polskę, ale tradycyjnie, największe porcje opadów otrzymywało, uprzywilejowane w tym względzie południe, wschód oraz „kawałki” północy kraju. Miejscami popadało na tyle obficie, że grzybiarze-fuksiarze, którzy mieszkają na terenach obdarowanych w deszczówkę, mogli przygotowywać się do sierpniowego grzybnięcia w lasach. I w końcu gmina Międzybórz otrzymała większe opady, które dały nadzieję na wyklucie się grzybów pod koniec miesiąca. Niestety, po opadach zostaliśmy „uszczęśliwieni” gorącą, letnią aurą. Mączniak nadal pożera liście dębów. Osłabione, mogą częściowo ten sezon wegetacyjny spisać na straty. Późne lato wkracza do bukowińskiego Sanktuarium. Pierwsze i jednak przedwcześnie żółknące liście brzóz, świadczą o starzeniu się lata i pomału nadchodzącej jesieni… Pod koniec sierpnia sprawdzam, czy jednak jakieś grzyby dały radę wypełznąć po nieco obfitszych opadach deszczu. Ku mojemu zaskoczeniu, znajduję czubajki kanie, które – miejscami pojawiają się nawet w przyzwoitych ilościach. Niestety, część z nich jest mocna zaczerwiona, ale owocniki całkowicie zdrowe też można znaleźć. Pierwsze kotlety schabowe z kani w tym sezonie smakują wykwintnie. Zaczynają się pojawiać – bardzo sporadycznie i incydentalnie – maślaki żółte i koźlarze czerwone. Reagują też niektóre gatunki grzybów niejadalnych i trujących, jak chociażby tęgoskóry cytrynowe, zwane do niedawna pospolitymi. To wszystko to są jednak tylko i wyłącznie wypryski punktowe i o czymś grzybowo poważniejszym nie ma mowy. Jednak pokrzepiają one serca grzybiarzy, że „jeszcze grzybnia nie zginęła”…;)) Na przełomie sierpnia i września, burzowe chmury kłębią i kotłują się nad gminą Międzybórz. Miejscami dają wytchnienie od uporczywego gorąca i suchoty, miejscami przechodzą bokiem. Czy to zapowiedź wrześniowych zmian? Z pieczołowitością przeglądam najnowsze odsłony modeli numerycznych, wypatrując pomyślnych prognoz pogody. Co do opadów to są one – jak na razie „średnio na jeża”, ale praktycznie każdy z nich, daje ostrożne podstawy do optymizmu. W prognozach tych, na szczęście nie widać wzorca pogodowego z zeszłego roku, czyli wielotygodniowej okupacji wyżowej. Coś się zmienia. Prognozy wskazują na napływ wilgotniejszych mas powietrza. Grzybiarze, powoli wchodzą na tryb wzmożonej czujności grzybowej. Burzowo-deszczowe chmury, wciąż się kotłują. Miejscami, swoją wielkością, ciężkością i ciemnością powodują, że w lesie zapada półmrok w środku dnia. Chwilami leje, a już po kilku minutach świeci Słońce. „Coś” wisi w powietrzu u progu września… Podsumowując grzybowo miesiąc sierpień 2019 roku w gminie Międzybórz, można stwierdzić, że stanowił on niechlubną, suchą oraz bezgrzybną kontynuację czerwca i lipca. Jednak po połowie miesiąca, wreszcie nieco więcej popadało, co spowodowało lokalne wypryski grzybów u progu września, przede wszystkim czubajekkani, maślaków żółtych i koźlarzy czerwonych. Gdzieniegdzie pokazały się nawet podgrzybki. W całej perspektywie, to był to jednak bardzo kiepski grzybowo miesiąc, jak i całe, meteorologiczne lato 2019. Ogólna ocena czterech miesięcy sezonu: sezon jagodowy otrzymuje ocenę dobrą w sześciostopniowej skali, a sezon grzybowy, mierną, czyli 2. Całość w wersji brutto na moim blogu: https://www. lenartpawel. pl/podsumowanie-sezonu-grzybowego-w-gminie-miedzyborz-czesc-1-maj-sierpien-2019. html
(0/h) Nadszedł czas podsumowania sezonu grzybowego w mojej ulubionej i najchętniej odwiedzanej gminie Międzybórz, której sercem jest Bukowina Sycowska. Sezon niezwykły, fenomenalny, wachlujący emocjami grzybiarzy od skrajnego pesymizmu do hura optymizmu. Od wielkich, majowych nadziei, po skrajny pesymizm w tropikalnym i suchym czerwcu. Od lipcowego oczekiwania na spóźnione deszcze świętojańskie, po „klątwę” suchej i gorącej połowy sierpnia. I wreszcie – od budowania niesamowitego napięcia leśno-grzybowego na początku września po zmasowane grzybnięcie o natężeniu milionów grzybo-amperów.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Podsumowanie pierwszej części sezonu na tym zacnym portalu podzieliłem na dwie części. Pierwsza, obejmuje miesiące maj-czerwiec, druga – lipiec-sierpień. Nie jestem w stanie zmieścić wszystkiego w jednym wpisie, ponieważ wychodzi moja skłonność do pisania epopei.;-) Sezon poszukiwania leśnych grzybów rozpocząłem tradycyjnie na początku maja. I tradycyjnie, nic zjadliwego nie znalazłem, chociaż – po bardzo suchym kwietniu, w maju zaczęło padać i ochłodziło się. To był nareszcie lepszy pod kątem opadów miesiąc zakochanych. W ostatnich latach, w miesiącu maju, kiedy przyroda bardzo potrzebuje wody, zapisywał się on w gminie Międzybórz stale pod kreską, z niedoborem opadów. W tym roku, norma deszczówki dla maja została wyrobiona z nawiązką. Zrobiło się też zimno, jak na maj. Na tyle zimno, że termicznie, zapisał się on z anomalią ujemną, także pierwszą od wielu lat. Zaraz zaczął mi się przypominać fenomenalny 2004 rok, do którego dość często nawiązuję, ponieważ właśnie w 2004 roku, zebrałem największą ilość grzybów w miesiącu maju, w gminie Międzybórz, w dotychczasowej historii lenartowych grzybobrań. Maj jest w pewnym sensie „trudnym” dla mnie miesiącem, ponieważ niby mam rozglądać się za grzybami, co oczywiście czynię, jednak po szarych miesiącach zimowych, jestem tak „głodny” delikatnej, majowej zieleni, że wpadam do Bukowiny jak szalony i zaczynam pstrykać wszystko, co już setki razy pstrykałem… Zawiadowca na bukowińskiej stacji patrzy się na mnie, jak na wariata i pewnie myśli sobie, „co ja wyprawiam i co mnie tu tak urzekło, że aparat fotograficzny o mało się nie zagotuje?” A ja sobie myślę, „oj chłopie, gdybyś Ty wiedział, czym jest Bukowina to byś do mnie dołączył”.;)) Krzewinki borówki czernicy kwitną, trawy nie trzeba malować na zielono, gdyż bardziej zielona już nie będzie, zapachy sosny, wymieszane z aromatami leśnej Świątyni otaczają mnie ze wszystkich stron. Chwilo trwaj jak najdłużej! Po 2,5 tygodniach mokrej, choć raczej zimnej pogody majowej, przychodzi czas na sprawdzenie, co na to wszystko ukryta w ściółce grzybnia i jej magiczne, kapeluszowe twory? Sprawdzenie pierwszych miejscówek na koźlarze i dzień dobry! Oto jesteśmy! Majowe, co wcale nie oznacza, że liche, pierwsze kapeluszniki w tym roku! Pierwsze grzyby w nowym sezonie! Hura, top, tip!;)) Zamieniam się w rentgen, noktowizor, lunetę, teleskop i mikroskop. Prześwietlam każdy centymetr leśnej ściółki. Wariat! Szaleniec! Grzyboświrek! Potwór z Grzybness!;)) Pierwsze koźlarze wlewają w mój otoczony zarodnikami umysł, ogromną nadzieję, że szykuje się nam pierwszy, majowy, punktowy mini-wysypek grzybów. Fachowo to by trzeba go nazwać „pojawiątko”.;)) Także pierwsze koźlarze pomarańczowożółte w brzozowych alejach, wychylają swoje przeurocze kapelusze z brzozowatymi trzonami na tle soczystej, wiosennej zieleni. Grzyby budzą się z zimowego snu. Kilka gatunków zaczyna owocnikować. Tylko – co jest dość rzadko spotykane nawet w suchych majach, nie znajduję żółciaków siarkowych, chociaż olej, bułka tarta i jajka czekają w domu, w pogotowiu na mój przyjazd.;)) Za to trafiam na gniewusy. Dużo gniewusów, czyli borowików ceglastoporych. Tylko co z tego. Lenart gapa i ciapa! Spóźniłem się o jakichś tydzień czasu. Większość owocników przerosła, skapcaniała i zrobaczywiała. Jeden na dziesięć nadaje się do wzięcia. Pozostaje popstrykać trochę fotek i przełknąć gorycz gapiostwa. Ale dopóki jesteś w lesie, nie możesz tracić nadziei. Ok. W tym miejscu przerosły, ale może w innych miejscówkach trafię na lepsze jakościowo gniewuski. Dalsza wycieczka, tylko częściowo potwierdza moje gniewusowe gdybania. Coś tam udaje się zebrać, ale nadal przeważają ceglastopore kapcie z tłustymi larwami w środku. Miesiąc maj dobija do mety. Niestety. Tak piękny miesiąc powinien trwać minimum 60 dni. Dobra jest. Jakoś to przeżyję. Gorzej z prognozami pogody, ponieważ każda, nowa odsłona modeli numerycznych, ukazuje mapy w żarze i czerwieni. A to oznacza nadciągającą falę upałów i koniec marzeń o czerwcowym wysypie, którego zalążki pojawiły się pod koniec maja. Podsumowując grzybowo miesiąc maj 2019 roku w gminie Międzybórz, należy wyraźnie podnieść, że deszczowa i chłodna pogoda, dała zalążki pod majowo-czerwcowy wysyp grzybów, oczywiście punktowy (a nie masowy). Na dobre warunki pogodowe, zareagowały przede wszystkim koźlarze czerwone, pomarańczowożółte i borowiki ceglastopore, chociaż w innych regionach gminy, pojawiły się też borowiki usiatkowane. Jakby nie spojrzeć – pierwsza zupa grzybowa smakowała wybornie i o to chodziło.;)) CZERWIEC. Pani Wiosna dojrzewa do przeobrażenia się w króla ciepłej pory roku, któremu na imię Lato. Wszelkie drzewa, krzewy, kwiaty i trawy nabierają bujności, doniosłości i gęstości. Na przyrodniczym tronie zasiadł czerwiec – najcieplejszy w historii instrumentalnych pomiarów meteorologicznych. Upały wlewają się do lasów, przy wielkim skąpstwie opadowym. Prognozy pogody są coraz bardziej bezwzględne – będzie bardzo upalnie i bardzo sucho. O grzybach można tylko napisać, że „tak dobrze żarło, a zdechło”. W gminie Międzybórz, jak zresztą prawie w całym kraju, nie spada nawet połowa normy opadów, przy najdłuższych dniach w roku, a w związku z tym – przy intensywnym parowaniu i wysychaniu ściółki. Tylko punktowo więcej padało, głównie w dzielnicach północnych. Były to przeważnie opady pochodzenia burzowego. Reszta kraju wysychała. Miesiąc czerwiec to w gminie Międzybórz z reguły bardzo ciepły miesiąc i nawet, jak opady są wystarczające, grzyby bardzo szybko robaczywieją. Wydaje się, że chłodne czerwce, jakie kiedyś miały tu miejsce, chyba odeszły do historii. Jednak czerwiec to przede wszystkim początek sezonu jagodowego, który – jakby nie było – stanowi integralną i bardzo ważną część mojego Tour De Las & Grzyb. Z uwagi na chłodny i mokry maj, a teraz – na „tropikalny” czerwiec, jagody zaczęły dojrzewać w bardzo szybkim tempie. W połowie czerwca można było ogłosić, że sezon jagodowy 2019 rozpoczął się pełną parą. Wszelkie, grzybowe poszukiwania, porzuciłem na rzecz skubania krzewinek jagodowych, chociaż – czasami – na 40-50 minut wyskoczyłem trochę w las, aby rozprostować kości, popstrykać nieco fotek i przy okazji sprawdzić, czy jakichś grzybowy śmiałek miał odwagę wychylić się w takim żarze. Jagody obrodziły obficie, ale owoce nie były jakieś wyjątkowo duże, przez co trzeba było ich naskubać naprawdę sporo, aby zapełnić koszyk i wiaderko. To były wyprawy od świtu, prawie do zmierzchu. Najlepiej było w nieco mocniej zacienionych stanowiskach. Na pełnym Słońcu, jagody zaczęły szybko wysychać, a poza tym, były też bardzo ciepłe, przez co szybciej puszczały sok. Dlatego do zbioru, wybierałem głównie miejscówki z mocnym zacienieniem. Z grzybów podziwiałem wyłącznie huby i porosty. Majowe kozaki czy gniewusy, w pierwszych dniach czerwca, natychmiast przestały owocnikować, a w lesie zawiało grzybową pustka. Za to dopisał inny grzyb. Paskudny, wredny, szpecący, wkurzający. To mączniak prawdziwy dębu – grzybowa choroba roślin z grupy mączniaków. W tym roku, zaatakował z mocą, jakiej chyba jeszcze w życiu nie widziałem. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widział tak oblepione mączniakiem dęby. Podsumowując grzybowo miesiąc czerwiec 2019 roku w gminie Międzybórz, można napisać właściwie dwa zdania i po temacie. Skrajnie sucho i skrajnie gorąco. Grzybowo – podobnie, jak w czerwcu 2018 roku – beznadziejnie. Za to na dobre rozpoczął się sezon jagodowy. CDN.