(30/h) Zimówki aksamitnotrzonowe na pieńkach wierzbowych i jeszcze jakiś w Parku Wolności i na osiedlu Piaski. Zdjęć brak, bo zmierzchało. Pozdrawiam leśne ludki.
(20/h) podgrzybki i gąski, na ogół młode i niewielkie, lekko zmrożone i mimo chłodu zapaleni grzybiarze też byli, każdy coś w koszyku miał, może to jeszcze nie koniec sezonu?
(1/h) Ostatni Mohikanin znaleziony dzięki dzikom w czasie spaceru z kijkami narciarskimi po lesie. Dziki odsłoniły ściółkę w której ukrywał się ten nie stary i całkowicie zdrowy prawdziwek. Pozdrawiam leśny ludek i chyba do przyszłego sezonu w temacie grzybobrania bo jeśli chodzi o wędrówki po lesie to dla mnie sezon trwa na okrągło.
(50/h) Dzisiejszy wyjazd po obiedzie koło godziny 12 mile zaskoczył około 100 podgrzybków plus jeden kozak w dwie osoby w ciągu dwóch godzin, bardzo miły spacer
(10/h) Komu mrożonki? Komu? Tak sobie podśpiewywałem, dreptając przez las. Źle się ułożył tegoroczny sezon dla Rycerzy Jesieni, oj, źle. Gdy wysyp jest we wrześniu, zbieracze przemysłowi (nie no, bez obrazy, też bywam, pazerniactwo nie oszczędza nawet najromantyczniejszych miłośników przyrody) już w połowie października z dumą głaszczą zrobione słoiki i przesypują między palcami miło szeleszczący susz, myśląc o Wigilii. Wtedy jest jeszcze czas na spokojne chodzenie po lesie, bez nadmiaru towarzystwa, a późnojesienne przymrozki, ba, nawet chwilowe śniegi specjalnie grzybom nie szkodzą. Wystarczy kilka cieplejszych dni, żeby grzybnia odbiła na tyle, aby opłacało się jechać w bór. W tym roku wysyp był późny, do tego wyspowy (a więc ograniczony terytorialnie), prawie wszystko wydarte zostało do spodu, więc widoki na listopadówe/grudniowe (a tak, zdarzało się) zbiory są raczej marne. Dziś rano 5 na minusie, ale zaparłem się, żeby przed długim łykendem odwiedzić ostatnich mohikanów w ich leżach. Stawy w Ldzaniu jak lustro, zmrożone oddechem zimy, lecz w lesie ślicznie, zielono (bo sosna, mech i jagodziny), a przede wszystkim cichutko. Słychać tylko szelest spadających powoli, majestatycznie, ostatnich liści, tam, gdzie drzewostan nieco pokrajcowany gatunkowo. Koło południa wyszło słońce i zrobiło mi się nawet ciepło, choć to raczej zasługa warstwowego ubioru i galopu, żeby zdążyć oblecieć jak największy areał przed zmrokiem:-) podgrzybki nieliczne, przegapione przez wcześniej przechodzących, na ogół zmrożone, choć w dołkach, w gęstym mchu, pod świerczkami, czy wręcz w starych pniakach - kilka całkiem świeżutkich. I rzadko kiedy w grupce trzech – czterech sztuk, częściej pojedynczo. Sporo robaczywych, aczkolwiek odczuwałem mściwą satysfakcję na myśl o tym, że robaki, obżarte, z pełnymi brzuchami zginęły w męczarniach od mrozu. Macie za swoje, gnojki!:- P Spokój był tak wielki, że wlazłem na dwie sarny, które bynajmniej nie uciekły w podskokach, tylko oddaliły się spokojnie, popatrując jedynie w moją stronę. Załączam zdjęcie, jelenia z rzędem temu, kto je zobaczy; pomocny hint jest taki, że widać niewyraźnie wyłącznie kawałek jasnego tyłka jednej z nich – cóż, komóra to nie Nikon. Faaaajnie dziś było. A grzybów wystarczyło akurat na jeden wsad do suszarki. Bez dopychania kolanem;-) PS. Po niedzieli ma być jeszcze ciepło i deszczowo. Może...?
(30/h) Mokro zimno i przymrozek -sam w lesie. Mimo to grzybów jeszcze troszkę urosło jutro poprawka i zakończenie [sezonu], gdyż to nie był Grzybny rok.............