Las na północny zachód od Obornik. Stałe miejsce, które coraz dziwniej obradza. Pojęcie miejscówki na pewno już przepadło, trzeba na czuja. Najwięcej
podgrzybków oraz jakichś
borowików (zadałem o nie pytanie, bo mnie dziś przyjaciółka namawiała) o szarych drobnych rurkach (ale te w skupisku tylko w jednym miejscu). Maślaki: żółte, ziarniste, jeden zwyczajny.
Gołąbków niewiele, nieomal wszystkie piekące. Liczna
lakówka ametystowa, ale nie zbieram, podobnie
czernidłak kołpakowaty i
purchawka chropowata. Ludzi więcej jak grzybów, ale każdy po jednej kobiałce z mw. trzech godzin pobytu sobie miał.
Niewiele więc. Ludzie niezmiennie zbierają wobec tego
czubajki czerwieniejące jako
kanie, aczkolwiek minął mnie rowerzysta z dwudziestoma
kaniami. U innego widziałem kilka dorodnych
prawdziwków z najprawdziwszego zdarzenia. Byłem od rana, ale przede mną zbiór kończyły już trzy panie, z których uwag jasno wynikało, że to na handel, a szły jak szarańcza: brały wszystko, a czego nie brały (
maślaki i gołąbki), kopały (sic!). Za to widzę, że handlary już jagód nie zbierają (zawsze były wyczesane co do jednej), więc sobie pojadłem. W poszukiwaniu nowych miejscówek w pół drogi do Osoli natrafiłem na dorodnego byka jelenia. Bycze wrażenie tak z siedmiu metrów się spotkać.