Las sosnowy w przewadze, z domieszką brzóz i dębów. W lesie mokro. Grzyby, ech...
podgrzybki stare, zdrowe, raczej na skraju lasu - 44,
kozak białawy 😊 - 1,
kozak sosnowy 😊- 1,
kozaki babka - 2,16
kurek ( nie liczę do statystyk),
opieńki - mam nadzieję, że
opieńki i że miodowe - bo z 10 lat nie zbierałam... Wiecie jak długo trwa godzina ( najszybsza w świecie 😅), tyle ile minuta - w zależności, po której stronie drzwi toalety się stoi... Była to najszybsza godzina w lesie, liczona chmarami komarów i milionami strzyżaków 🤬🤬🤬. Nigdy, ale to nigdy nie spotkało mnie coś takiego...
Napaść, atak - nie wiem jak to nazwać. Niesamowite ilości. Nigdy mnie nie lubiły, a teraz obsiadały wszędzie. Gdy zdjęliśmy polary - okazało się, że mamy strzyżakowiska ( mrówki - mrowiska). Masakra. Jeśli ja napisałam do Smoczycy, że mam grzyby gdzieś - to pomyślcie, jak mi dopiekły. Nie było mowy o robieniu zdjęć - bo się po prostu nie dało. Odwrót z podkulonym ogonem 😱. Do tego same stare grzyby, choć wydaje się, że warunki idealne - noce ciepłe, wilgoć w lesie. Odpuszczam na jakiś czas włoszczowskie lasy... Nawet mężowi powiedziałam, żeby nie wypatrywał grzybów przez szyby samochodu, bo ja nie wylezę 😣. Jedynie gdyby rósł tam odlotowy
borowik sosnowy... Dziś miał być Złoty Potok - i był. Tyle, że z przystankiem we włoszczowskich lasach. No i dobrze, bo jutro na pewno nie było by lepiej - jutro miałam plan na Włoszczowę... Dziś żadna piosenka się do mnie nie przyczepiła, po fakcie, mogę zaśpiewać:" Przeżyj to sam... ". Hej 😊