Dzisiaj poszedłem z premedytacją, bo od wczoraj mnie trzymało. Miałem dużo czasu, bo z rana skoro świt o 9.00;-). Tak jak wczoraj tereny opolskie lasów krupskomłyńskich. Poszwendałem się trochę po eleganckich, wzorcowych lasach sosnowych i jak w przysłowiu: " z ładnej miski się nie najesz" figę znalazłem. Ale tak czułem, nie zniechęciło mnie to. Wlazłem do lasu absolutnie niepodobnym do niczego:-). Wykroty, rowy z wodą, licha ściółka, kępy trawska. W życiu był tam nie wlazł, nawet jakby ktoś mi kazał. Ale rok temu. Ten rok jest, jak wiecie, niezdrowo po...... y. Przestępczy.
No i te czorne pierony tam rosły. Uwinąłem się w godzinę, koło setki ich było i to różnych, małe, duże, jasne, ciemne ( tych najwięcej). Na koniec pojechałem tam gdzie wczoraj zmrok mnie wygnał, dozbierałem jeszcze trochę i finis coronat opus. Pozdrawiam. P. s. Znajomy był po drugiej stronie Krupy, za "zakładem" i nazbierał kosz małych
podgrzybków.