Po wejściu do lasu natrafiłam na 3 młode
podgrzybki i już wstąpiła we mnie nadzieja, a potem krążyłam przez godzinę po bezgrzybiu. Starsze okazy zamieniły się w kupki pleśni, a młodych brak. Już chciałam wracać do domu i w towarzystwie grubego koca popaść w depresję, ale postanowiłam dotrzeć chociaż do miejsca, gdzie w weekend natrafiłam na młode okazy. Oplaciło się :) do koszyczka trafiły same piękne, twardziutkie
czarne łebki, a raczej łby:D i nawet się specjalnie nie ukrywały. Tak więc miejscami długo, długo nic, a miejscami piękne, młode i zdrowe okazy. W lesie mokro, ale chłodno.
Na ozdobę koszyka jeden
siedzuń sosnowy. Podgrzybkowe kapelusiki już zamarynowane w pomidorach, a z ugotowanych nóżek jutro będzie pieczeń z grzybami.