Piękna minęła niedziela, a mnie ominęła możliwość bycia w lasach. Ale myślę sobie, w poniedziałek się odkuję. Nie myślałam tu grzybowo, ale raczej spacerowo. Okazało się na miejscu, że w moich miejscach nic się nie zmieniło, poza tym, że wypatrzyłam wreszcie 2 piękne
borowiki. Ogółem wszystkich
podgrzybków 73 sztuki. Wagowo 2,1 kg...…………...
Ponieważ wczoraj "areszt" domowy z musu miałam, to niestety o lasach tylko mogłam pomarzyć. Ale- pomimo, że nie lubi się z reguły poniedziałku, ja jak szalona na niego czekałam. Wczoraj za to analizą zajęłam się doniesień. Wynikało, że te oblegane, a i znane miejsca powolutku zaczynają być po prostu wyzbierane. Tłumnie tam w weekendy bywa, a dla mnie rozkrzyczane w lesie towarzystwo, nie zawsze jest halo. Postanowiłam, tak sobie jeździć w kratkę- tj robić jakieś odstępy w grzybobraniach na tych samych terenach. Daję już grzybkom czas na odrost i przyrost. Dzisiaj pojechałam w kierunek, gdzie byłam na początku zeszłego tygodnia. Ranek cudny wprost, za oknem +12 stopni, bezwietrznie. Wyjeżdżałam, prawie robiło się jasno i na wschodzie przebijało słoneczko. W lesie i jasno na górze, tak po skosie, i na podłożu, od opadłych jeszcze żółtych liści. Jak do lasu weszłam, to jakby z 10 lat mi nagle ubyło. Zachwycający i obiecujący widok. Teraz wypadało tylko sprawdzić czy w miejscach ostatnio grzybnych nic się nie zmieniło. A początek - jakby tu powiedzieć- w prostym jak stół lesie pod górkę. Trafiał się od czasu do czasu jakiś
podgrzybek solista, ale stadnych zgromadzeń, brak. Obeszłam zachodnią- ostatnio grzybną- część lasu i tak ledwie 1/3 koszyka. Minęła już połowa mego czasu, a więc w stronę powrotną zaczynam się wybierać. Środeczkiem, a i szlaczkiem na wschód nieco zbaczając. Najpierw zobaczyłam małego
prawdziwka. Gdy mu na kolanach foto robiłam- patrzę dość pokaźna jest górka z igliwia. Mam drugiego- i faktycznie był. Po fotkach i zachwytach ruszyłam sobie dalej. A tu niespodzianka, za niespodzianką. Pod jednym drzewem, najpierw jeden, a na końcu okazało się że sześć ich narosło. Tutaj rosły bardziej stadnie, po dwa, co kilka kroków. I tak dozbierałam do prawie pełnego kosza. Grzybki cudnie zamszowe, ciemno brązowe, kapelusze pięknie oświetlone ukośnie przez słońce- bajka. Znalazłam też sporo octówek, młodziutkich, na grubiutkich nogach. Spacer- mówię o samym lesie trwał półtorej godzinki. Cudowne chwile za pan brat z tą piękną jesienną odsłoną lasów. Wszystkich Was serdecznie pozdrawiam, i sądzę, że w miejscach mniej obleganych one są i dalej pięknie rosną. Ach i jeszcze jedno- poranek- mgła, na niżej położonych trawach- uwielbiam- serdeczności :))))))))))))))