W końcu wystartowały. 86
gąsek zielonych (
zieleniatek),
maślaki modrzewiowe,
zajączki, brzozoki i jeden
podgrzybek w "przydomowym" lesie... chociaż niech ilość Was nie zwiedzie bo...
... grzybowo mało usatysfakcjonowany zaraz po powrocie z Rachowic zajrzałem do lasu za miedzę, a tu... tu się działo. Skoro w Tychach rosną zamszoki to dlaczego nie u mnie. Był jeden, ale raczej filcok. Tam gdzie dwa tygodnie temu oko puszczały mi trzy
borowiki, stał dorodny brzozok, tak mi się wydawało, że dorodny. Stał ale chyba o kulach, jak troszkę chciałem trawę do zdjęcia odgarnąć, przybił gwoździa. Czerwonych nie było, żółte
maślaki jak najbardziej, ponad dwadzieścia w jednym rzędzie. Przedwczoraj byłyby OK dziś niekoniecznie. Poszwędałem się trochę zastanawiając na głos: kurde co z "zielonymi baletnicami". "Będą" odezwało się echu A4-ki. Pewno, że będą, jak nie w tym to w następnym sezonem, też mi wyrocznia. I tu alert dla wszystkich zieleniatkożerców, wzmóżcie czujność. Zobaczyłem jedną i poszło z górki... Ale okazało się, że nie jestem jedynym amatorem tych smacznych grzybków smażonych na masełku z dużą ilością czosnku. Zdecydowana większość, szczególnie te, które już się wybiły nad ściółkę miały "zepsute wnętrze". Niech nie zwiedzie Was ilość, po oczyszczeniu tak naprawdę można z nich zrobić jedną zajefajną smażonkę:-)) Na fotce grzybki, które też trafiły do menu, a mianowicie najdelikatniejszy z delikatnych:
czernidłak kołpakowaty, PRÓBOWALIŚCIE?