Dziś udało mi się zrealizować dość stary zamiar odwiedzenia tych miejsc w moim lesie, których nie widziałem 25, może 30 lat. Las jak las, na mapie taki sam jak ten do którego chodzę zazwyczaj i w którym byłem wczoraj, a jednak to co innego. To co zastałem całkowicie rozminęło się z tym co tak skrzętnie i z takim sentymentem przechowywałem w pamięci przez tyle lat. Byłem oczywiście świadom, że czas nieubłaganie zmieni dawne młodniki w spory las, że tam gdzie wcześniej szumiały stare drzewa dziś mogę zastać wyrąb, lecz tu las zmienił się całkowicie. Klucząc w gmatwaninie ogrodzeń z siatki trudno było utrzymać zaplanowany kierunek i kilka razy znalazłem się w sytuacji, powiedzmy, trudnej. Pomimo niegroźnych przygód dotarłem wreszcie do zaplanowanego z góry miejsca, lecz i tu czekała mnie niespodzianka. Tak, miejsce to samo (chyba), bo przecież po pierwszej przecince drugą w prawo a później.. itd., ale co to? Przecinki, które kiedyś ledwo były przejezdne dla rowerów zamieniły się w szerokie, utwardzone dukty, którymi wywieźć można całą Puszczę Białowieską. Okopane tak, że w rowach można schować, jeśli nie Złoty Pociąg, to wąskotorówkę. Tak, jest dróżka w bok, ale sucha, nie podmokła, pokryta mchem… Zniknęło tak dużo, zastąpionego nowym, że prawie nic nie zostało ze wspomnień. Przeminęło niepodzielne królestwo
rydzów i
maślaków pstrych ukrytych w wysokich trawach i paprociach. Na ich miejsce pojawiły się
podgrzybki i
prawdziwki a nawet znalazłem zapóźnioną
kurkę. „Stary las” odkryty przeze mnie na nowo jak Ameryka przez Kolumba. W lesie cisza i spokój. Nawet sójki od pewnego czasu nie dają znać o sobie swoim jazgotem. Czyżby się jednak zdecydowały…? Przez tą ciszę słyszałem dłuższy czas głosy towarzyszących mi, wysoko krążących kruków, najwyraźniej niedokładnie poinformowane o stanie mojego zdrowia. Przechodząc do raportu grzybowego – pełen koszyk. Prawie same
podgrzybki, tylko kilka
kozaków,
rydzów i dwa
prawdziwki. Zbiór nadspodziewanie udany jak na wyżej opisane okoliczności. W lesie już niepodzielnie panuje jesień snując swą bezcenną melancholię. Pozdrawiam grzybochodźców.