Witajcie. Piszę późno bo na dzisiaj wystarczy obróbki grzybowej. Pojechaliśmy do lasu z małą wiarą w sukces. Powodów milion: brak deszczu poza wczorajszym dniem, tłumy, które przeczesały las w tygodniu i całkowity brak samochodów przy drogach. I niestety na początku było kiepsko. Ale im dalej od głównych dróg tym lepiej. Pierwszego
prawdziwka znalazłam - o zgrozo - po godzinie. Wcześniej tylko
podgrzybki złociste. I co to oznacza w moich lasach, ano to, że po ubiegłotygodniowym szale dorodnych prawych nie ma śladu. W ogóle sporadycznie można spotkać większe okazy. Zadomowiły się już
opieńki (nie zbieraliśmy) a wraz z nimi młode prawe,
kozaki oraz
podgrzybki. I co o tym myśleć? Czy to cisza przed burzą czy może ostatni taniec. W każdym razie mimo przelotnych opadów było bosko. Schodziliśmy się ale efekt wart zachodu: 67 prawych, 17
kozaków czerwonych, grabowych, brązowych i pomarańczowych oraz 150
podgrzybków z przewagą złocistych. Czyli sukces. I teraz mi wstyd, taka niewiara w moje cudowne lasy. Pozdrawiam tych, którzy kochają leśne wędrówki. 😊