I zaś wyciągła mnie do lasu moja żonka, nazwana na jej cześć "sznupką", znów Lasy Lipnickie i zaś radość bo człowiek sobie chodzi spokojnie i co kawałek a to
zajączek, a to
podgrzybek, a to
borowik, a to prawy.... nawet
maślaki jeszcze radośnie spoglądały ze mchu... tyle lat człowiek drepta w te leśne czasem otchłanie, ale nigdy w życiu nie wracaliśmy z pełnym koszykiem za każdym razem... lodówka już protestuje, zamrażalnik się obraził wypełniony porcjami na "sosikowe" i "zupiaste", szafka z wiktuałami w słoikach pęcznieje, dobrze że mam dostęp do słoików dzięki mamie :) zaś popada i zaś poleziemy pewnie w sobotę w las, a gdzie "sznupka" wejdzie tam za chwile koszyk pełny, potem do domu, sznupka znajdzie pretekst żeby się oddalić z kuchni i zaś parę godzin w kuchni będę obrabiał zdobycz... ale kocham to :) Idą deszcze i a mrozu nie zapowiada gazda więc kto wie co jeszcze w lesie znajdzie się... Ten rok jakiś wyjątkowy jest dla grzybiarzy, każdy coś znalazł i ma.... Z pozdrowieniami dla grzybniętych :)