Czy świeci słońce, czy pada deszcz - dla mnie to bez znaczenia. Jestem uzależniona od lasu i nie ma możliwości, żebym zmarnowała jakąkolwiek niedzielę z powodu jakiegoś tam opadu atmosferycznego. Jednak wczorajszy wypad do lasu dał mi popalić i odczuć co to deszcz, na dodatek porządny, zimny i mokry. Mimo posiadanego ubioru, który w nazwie ma przeciwdeszczowe, zostało na mnie może z pięć suchych nitek, a ja nie jestem przecież "waterproof";-) Są też dobre strony takiej aury- konkurencja mniejsza i lśniące kapelusiki grzybów, które są bardziej widoczne. A tych u mnie w koszykach (2 rundy), a potem w skrzynkach, wylądowało-całkiem nieźle, jak po sobotnim "tornadzie", które przetoczyło się przez las- około 300 grzybów różnego gatunku, wielkości, koloru i urody. Liczyłam tylko
prawdziwki - 178,
ceglasie - 69 i
kanie-4, reszta wszystkiego po trochu -
podgrzybki,
kozaki czerwone, białe,
maślaki zwyczajne, ziarniste i żółte,
kurki. Na zdjęciu, w ulubionym ujęciu Tazoka i admina😋 (pozdrawiam), same prawoki. Nocą zaś było inne "branie", co widać na "foto" ( mój "nocny łowca" nie najgorzej poradził sobie z całkowicie zachmurzonym niebem i padającym deszczem). Wrzesień - najpiękniejszy miesiąc dla nas, grzyboświrków- niech obdaruje pełnymi po brzegi koszami grzybów każdego, kto przestąpi próg lasu:-)) Pozdrawiam ☺