Kotarz i okoliczne beskidzkie szczyty pocukrowane śnieżkiem. Oj za wcześnie w tym roku.
Na grzybobraniu najbardziej nie lubię burczenia w brzuchu, ono zniechęca grzybiarza do szukania i gna do domu. Pomna więc hasła "przezorny zawsze ubezpieczony" zaopatrzyłam się tym razem w kanapki i wyruszyłam w breński las - bukowy i świerkowy. Kilku grzybiarzy "przeburzyło" obok mnie komentując że tu baardzo maało grzybów.
Początkowo myślałam że prócz sarnich bobków i resztek śniegu niczego nie znajdę. Ale potem...
Pomalutku sobie, w mchach wypatrywałam młodych grzybków - a raczej
podgrzybków, których nazbierałam 73 szt. Sama młodzież, całkiem zdrowa. Gdy już zakończyłam oficjalne zbieranie, weszłam na szeroką ścieżkę wiodącą na szczyt. I tu napotkałam śnieg oraz... dużego
kozaka który pokłonił się w moją stronę. Wyglądał jakby się złamał 5 minut temu i czekał ma mnie. Zrobiłam więc małe szperando w okolicy i oniemiała wyjęłam spod traw i śniegu 2 kolejne duże
kozaki.
Błogosławieni którzy nie widzieli a uwierzyli.
Mam teraz nową teorię popartą doświadczeniem:
Zimno grzybom nie szkodzi:-)
Całości było zaledwie 1,10 kg ale radości w domu co najmniej dwa razy tyle:-)