(0/h) Hej wszystkim :) Dzisiaj Google przypomniał mi zdjęcia sprzed roku. Właśnie wtedy pierwszy raz go znalazłam. Dzisiaj już też był, z jedwabisto-łuseczkowatym kapelusikiem i trzonem osadzonym w pochwie. Przycupnął na spróchniałym pniu pomiędzy dwoma klonami. No dobrze, już mówię, a właściwie piszę, to pochwiak jedwabnikowy. Rośnie dokładnie w tym samym miejscu, jak rok temu. Trzymajcie się zdrowo 💙💚💙.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
W sobotę wraz z Lepszą Połową postanowiliśmy odwiedzić Bukowinę Sycowską bardziej z zamiarem nazbierania jagód niż na grzyby. Niemniej w ramach przerw postanowiłem posprawdzać nasze miejscówki właśnie pod względem grzybowym. Można śmiało powiedzieć nic z tego. Nie spotkałem w ogóle żadnego kapelusznika, nawet trującego. Chociaż nie, jednak natknąłem się na bliżej nie zidentyfikowanego gołąbka będącego już w stanie rozkładu. Po za tym całkowite zero. Ściółka po ostatnich opadach jest wprawdzie dosyć wilgotna, ale tego deszczu jest i tak stanowczo za mało. Ponadto po takiej suszy grzybnia potrzebuje przecież czasu na rozwój. Pozostaje mieć nadzieję, że jednak w końcu przyjdą większe opady i jeszcze w lecie coś tam dla nas wyrośnie. A co do jagód. Tych nie brakuje. Można ich nazbierać do woli jeśli tylko ktoś ma ochotę i cierpliwość. Dużo owoców jest jeszcze niedojrzałych także sezon na jagody jeszcze potrwa. Serdecznie pozdrawiam Admina i Leśne Bractwo
(10/h) Pierwszy raz w tym roku wybrałem się w okolice Mieroszowa. Zajrzałem do dwóch miejsc. W lesie dużo wilgoci, niestety grzybów w ogóle nie widziałem. Nawet tych niejadalnych. Znalazłem tylko ok. 40 kurek, ale nie w lesie tylko na poboczu asfaltowej drogi. Muszę tam wrócić za jakiś czas, bo miejsce ma potencjał na dużą ilość grzybów. Ale to jeszcze nie czas w tych miejscach.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Darz Grzyb! Piątek, 24. czerwca 2022 roku. Tuż po letnim przesileniu. Bezchmurny poranek na stacyjce w Bukowinie Sycowskiej. Wysiadam z pociągu i podążam bukowińskim szlakiem przeznaczenia. Geniusz tej miejscowości tkwi w prostocie i zarazem nieokiełznanym bogactwie przyrodniczo-krajobrazowym. Tu bije źródło wszelkiego natchnienia do pisania artykułów na blogu. Wystarczy, że spojrzę na Bukowinę przez pryzmat zwierciadła utworzonego z gałęzi jesionów. Te obrazy towarzyszą mi od dzieciństwa. Zawsze pobudzały moją wyobraźnię i zawsze namaszczają moją głowę oraz duszę kolejną cegiełką tajemnicy, którą próbuję poznać i dotknąć. Każda wycieczka do Bukowiny to początek i koniec czegoś jeszcze nieznanego do tej pory. Ciągle wznoszę się na nowy poziom poznania geniuszu tej uroczej wioski i kiedy wydaje mi się, że chyba już wszystko poznałem i pojąłem, Bukowina sprowadza mnie do lasu i szeptem bukowińskich drzew daje sygnały, że wciąż jest to początek drogi. Drogi bez końca, może też bez początku. Usłanej tajemnicą przyrody z kompletem procesów, które obracają genialną strukturą bukowińskich ziem. Co mnie tu przyciąga i gna do przodu? Czuję wyjątkową lekkość w poruszaniu się, natchnienie kieruje moimi nogami, sercem i zmysłami. Co te lasy czynią, jakiego magnezu, a może nawet magii używają, że potrafią mnie wyrwać ze snu o 3. w nocy i spowodować, że nie patrząc na nic, pragnę jedynie tu przyjechać i zanurzyć się w ich ostępach? Ile razy zadawałem sobie to pytanie? Ile razy próbowałem na nie odpowiedzieć i wciąż mnożą się następne pytania. A może nie warto próbować szukać odpowiedzi? Może to co ma pozostać nieodkryte, nigdy nie będzie poznane? Lasy Bukowiny nauczyły mnie, a może nawet nie nauczyły. Lepiej napisać, że wyczuliły na baśniowe obrzędy, które przenikają moją skromną osobę podczas każdej wyprawy. Czasami jest ich wiele, czasami mało. Ale zawsze są. Teraz, kiedy lato rozgościło się na dobre, ich intensywność jest przebogata. Lasy Bukowiny i wiele innych kompleksów leśnych borykają się w tym roku z problemem suszy, która wciąż narasta i nie wiadomo, kiedy nastąpi jej szczyt oraz powolne wycofywanie się. Część roślin znajduje się w stresie, liście zwisają i opadają z sił. Oczka wodne jakby zastygły. Strumienie wpadające do nich z jednej strony i wypływające z drugiej, przestały płynąć. Jeszcze wszystko jest do uratowania, ale muszą przyjść deszcze świętojańskie. Dwie czerwcowe burze, które przeszły nad lasami Bukowiny, tylko na chwile zwilżyły ściółkę. To zdecydowanie za mało. Susza napiera i pogłębia się z każdym dniem. Grzybowe życie ogranicza się tylko do owocników odpornych na suszę, głównie różnych gatunków nadrzewnych. O kozaku, borowiku, kurce czy maślaku można tylko pieśni nucić i oglądać ich zdjęcia z poprzednich sezonów. Kwitną jeżyny, które są w dużym stopniu odporne na suszę i często owocują obficie właśnie w suchym sezonie. Las jest cierpliwy, broni się przed suszą, ale po przekroczeniu progu wytrzymałości, może pogrążyć się w smutku wyschniętego życia roślin. Na moje oko, leśnej cierpliwości pozostało na 3, może 4 tygodnie. Jeżeli upały nie ustąpią i nie przyjdą deszcze, to wizja tego, co wydarzyło się w tych lasach w sierpniu 2015 roku staje się w dużym stopniu realna. Początek lata to w lasach Bukowiny czas jagód. Co roku, kiedy dni są najdłuższe, a noce najkrótsze, kiedy wszelkie chłody i przymrozki trzymane są w ryzach na dalekiej północy, kiedy podczas Nocy Świętojańskiej budzą się letnie stworzenia lasu, bory sosnowe rozpoczynają święto jagód. Są to najmniejsze, najszlachetniejsze, najzdrowsze i najsmaczniejsze skarby runa leśnego. Każdy owoc skrywa w sobie kombinację leśnych zapachów i aromatów, dobranych w idealnych proporcjach. Ich niebiesko-fioletowe okrągłe kształty ubarwiają zielone krzewinki, tworząc perfekcyjną jedność zielonej symfonii jagodowego boru. W symfonii tej zanurzyłem się na wiele godzin. Tak, jak za dawnych dziecinnych i naiwnych lat, kiedy nie mając jeszcze zbyt wielu obowiązków na głowie, las był dla mnie wszystkim. Myślami przeniosłem się do tych beztroskich dni. Wówczas do późnego wieczora skubaliśmy jagody, nie narzekając na trudy zbierania, bolące plecy czy kolana, ale radując z obfitości płynącej na dnie jagodowego boru. Z szacunkiem i pokorą dziękowaliśmy przyrodzie za każdą chwilę spędzoną na jej przestrzeni. Każda końcówka czerwca i lipiec wyglądały podobnie. Piaszczyste bory, morze zieleni falujące jagodnikami, zapachy sosen wymieszane z bukietem aromatów leśnego świata. I co roku okres ten był czarujący, jedyny, niepowtarzalny. Tak jest do dzisiaj, tyle, że obecnie świętuję w samotności i ciszy. Kilka jagodowych dni w roku to dla mnie kult absolutny, celebrowanie tradycji i wracanie do czasów, w których więcej ludzi czuło, myślało i czyniło podobnie. Sezon jagodowy wystartował na dobre. Bez opadów będzie krótki, dlatego należy się śpieszyć, aby zaczerpnąć obfitości, która sączy się z symfonii jagodowego boru. Obfitość jagód jest duża, jednak owoce są raczej w średnich rozmiarach. Bez solidnych opadów nie urosną, a wkrótce mogą zacząć wysychać. Przed nami kilka upalnych dni, miejscami przeplatanych burzami. Później ma przyjść ochłodzenie, ale prognozy co do większych opadów są bardzo niepewne. Dlatego obecnie mamy najlepszy czas na zbiory. Po połowie lipca może być już za późno. Kto chce przeczytać relację z wyprawy w pełnej wersji, zapraszam na www. lenartpawel. pl. Pozdrawiam Admina, Was i każdy las.;)
(0/h) Jeszcze 2 tygodnie wcześniej, w sowiogórskich lasach, można było pozbierać. A dzisiaj, mimo dobrze nawilżonej ściółki - bieda okrutna 😥. W lesie bukowo-dębowym 🌳🌳jedynie pojedyncze gołąbki, w świerkach🌲🌲 trochę muchomorów czerwieniejących. A zagajnik brzozowy zaoferował jedynie 3 zaczerwione usiatki. Jednak wędrówka przednia - strome zbocza, takie jak lubię 😁😄. Czasami nieprzewidziany zjazd po ziemi usłanej buczynkami - prawie jak na rolkach 😄. 5 godzinny, intensywny trening zaliczony🤪. Oby przyszły weekend okazał się łaskawszy, czego Wam i sobie życzę. Trzymajcie się ciepło 😚.
(0/h) Tym razem wybrałem się na spacer do lasów w okolicach Głuszycy. Początkowo wszedłem w las aby poszukać grzybów. Niestety grzybów nie ma. Jest bardzo sucho. Chociaż na dróżkach leśnych jest dużo kałuż i błota, ale pod drzewami sucha ściółka. Potem zrobiłem krótką trasę po szlaku turystycznym z małymi wypadami w las, ale bez skutku. Jedyne co znalazłem to huby i wysuszone boczniaki
(0/h) Niestety tym razem nic nie znalazłem. Tylko kilka kurek, których nie liczę. Mam ciągle nadzieję, że coś zacznie się pojawiać, ale niestety zaczyna być sucho. Jedna burza nic nie zmieni. Znalazłem też najprawdopodobniej żółciaka siarkowego, ale nie byłem pewny czy to ten grzyb, więc go zostawiłem. Zamieszczam zdjęcie, możecie ocenić. Pogoda piękna, na szczęście nie było za gorąco, owadów też nie było, mogłem popróbować pierwszych czarnych jagód, ale ich też bardzo mało. Pozdrawiam grzybiarzy