szerzej:
do Ptasiego Raju. Z założeniem "nie zbierać" bo to rezerwat. Ale nie doszedłem. Za daleko. Nogi bolą - czas wracać do bazy. Więc grzecznie sprawdziłem na mapie gdzie jestem i widzę, że najkrótsza droga przez las na starych wydmach. No to marsz do ośrodka. I ledwo wszedłem między sosny, potknąłem się o podgrzybka. Ale numer, myślę, dwa dni temu żartowałem, że zbierając podgrzybki listopadówe zarobię na bilet powrotny, a tu taki szok. One naprawdę istnieją. Zabieram corpus delicti, no ale do kieszeni, bo zimno, czapki nie będę zdejmował. Drugi krok między sosny... drugi podgrzybek. Normalnie, będę musiał wziąć coś na serce, to już za dużo wrażeń. Dreptałem powolutku przez stare wydmy pięknie porośnięte fantazyjnie wykrzywionymi sosnami nadmorskimi, przez legowiska dzików, później przez ich stołówkę, a moje serce coraz to otrzymywało kolejny cios, po którym jednak rosło w siłę (grzyboświrki tak mają, szczególnie o tej porze roku). Powrót trwał równo godzinę. Na samym końcu jeszcze zajączek na jednej nodze. Wynik: 8 szt. Oto fakty, suchutkie jak kapelusze grzybków zabranych dla celów dowodowych. Poza statystyką zostały kilogramy wodnich, na których się nie bardzo wyznaję. No, dziś admin mnie nie zbije za to, że mapa się zazieleni. Mogę spokojnie kontynuować moje gościnne występy na wyspie Sobieszewskiej. Przy okazji serdeczne podziękowania za wsparcie duchowe, szczególnie dla BabaJagi za pomysł na powrót do domu i Emila. E za uświadomienie mi celu pobytu, bo to przecież niedługo Andrzejki. Choć jak oglądam kuracjuszki, to wciąż wątpię czy istnieją 60-cio letnie dziewice. No i kto ku będzie lał wosk? Intuicja podpowiada mi też, że być może ciąg dalszy nastąpi (myślę oczywiście o raportach grzybowych, z występów gościnnych w Gdańsku).