(40/h) Wyszłam po uszaki bzowe do lasku, ale okazało się że młode boczniaki też są i moje ulubione płomiennice zimowe. W sumie spacerowałam 1,5 godziny i wyszło z tego 5 litrowe wiadereczko. A teraz do roboty :)
(2/h) Czytajac ze wszedzie sie koncza grzyby, postanowilem sprawdzic, znalazlem 5 prawdziwków dosc duzych, o dziwo zdrowych twardych, ale nie jest to moj rekord gdyz w ubieglym roku w tym samym miejscu znalazlem 2 prawdziwki 27 listopada, jeden wystawal spod sniegu.
(0/h) Piekna pogoda grzybobranie z komórka. Las cichy, liscie szeleszczą pod nogami, Bronuś ugania sie za wiewiórkami. W lesie nie ma nikogo, no tylko ja. Wszystkie spotkane grzybki sa juz przestarzale. Spacer super przy takiej pogodzie.
(0/h) Las mieszany. Grzybów jadalnych brak, przynajmniej tych, które ja uważam za jadalne. Szarości, burości i ponurośći. Chmury nisko zawieszone, chwilami popołudniowe słońce usiłowało przebić się przez nie, chociaż nie do końca mu to wychodziło, to znaczy ono, to słońce nie wychodziło, bo siłę przebicia za małą miało. Licho mnie kusiło i kusiło, żeby jeszcze miejscówkę sprawdzić i pożegnać na zimę. I to miejscówka mnie sprawdziła, moje nerwy ściśle mówiąc. Żaden podgrzybek nie zdecydował się mnie pożegnać 🤔 No trudno, zawsze mogę zamrażarkę otworzyć i się napatrzeć.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Las praktycznie już śpi, drzemką co prawda, ale jednak śpi. Brak słońca, po południu, to sprawiło, że w lesie smutno było. Jedynie nieliczni buntownicy mieli jeszcze liście, co na szarym tle iskrę koloru wrzucało. Ale tym też się ucieszyłam, bo przez środek lasu droga wyrąbana przechodzi i sprawia przytłaczające wrażenie. Zaczyna się tam jakieś życie tworzyć, ale na razie niskopodłogowe, za kilka lat będą rosły krzaki, a za kilkadziesiąt może i drzewa będą. No chyba, że faktycznie puszczą drogę i inne życie będzie kwitło. Sporo drzew ma zielone malunki, co raczej dobrej przyszłości im nie wróży. Generalnie jadalne grzyby się tu skończyły, chyba, że któreś że znalezionych są też jadalne, ale ja się nie znam. Las pożegnałam, buty ubrudziłam. listopadówe piękno w całej krasie podziwiałam, a błysnął ten listopad, oj błysnął mi na pożegnanie lasu - szarościami i burościami. Dobrze, że na koniec chociaż słońcu pozwolił się przebić przez chmury i czapy dymu i zachodem słońca uraczył. Koszyk wyczyszczę i na zimę okryję, niech śni o grzybach. Las też niech się wyśpi, a na wiosnę niech zielenią piękną wybuchnie, czego mu (lasowi), wszystkim i sobie życzę.