szerzej:
Las praktycznie już śpi, drzemką co prawda, ale jednak śpi. Brak słońca, po południu, to sprawiło, że w lesie smutno było. Jedynie nieliczni buntownicy mieli jeszcze liście, co na szarym tle iskrę koloru wrzucało. Ale tym też się ucieszyłam, bo przez środek lasu droga wyrąbana przechodzi i sprawia przytłaczające wrażenie. Zaczyna się tam jakieś życie tworzyć, ale na razie niskopodłogowe, za kilka lat będą rosły krzaki, a za kilkadziesiąt może i drzewa będą. No chyba, że faktycznie puszczą drogę i inne życie będzie kwitło. Sporo drzew ma zielone malunki, co raczej dobrej przyszłości im nie wróży. Generalnie jadalne grzyby się tu skończyły, chyba, że któreś że znalezionych są też jadalne, ale ja się nie znam. Las pożegnałam, buty ubrudziłam. listopadówe piękno w całej krasie podziwiałam, a błysnął ten listopad, oj błysnął mi na pożegnanie lasu - szarościami i burościami. Dobrze, że na koniec chociaż słońcu pozwolił się przebić przez chmury i czapy dymu i zachodem słońca uraczył. Koszyk wyczyszczę i na zimę okryję, niech śni o grzybach. Las też niech się wyśpi, a na wiosnę niech zielenią piękną wybuchnie, czego mu (lasowi), wszystkim i sobie życzę.