szerzej:
Przez dwa dni widziałam oczyma wyobraźni te cudowne lasy pełne grzybów. Czego bym nie robiła, byłam w lesie. Jak jakieś opętanie. A bo ja chyba, tj na pewno jestem opętańcem grzybowo- leśnym. Moje cudowne nowo odkryte miejsca, i tylko dłużyła mi się jak nigdy droga do nich. W końcu las, pierwsze drzewa, pierwsze sosny, gdzieniegdzie cudowne, choć bezlistne brzózki, a pod nimi te piękne o tej porze żółtedywany z delikatnych listeczek. W oddali górki, mech, jagodziny, krzewinki borówki. A pomiędzy z dala widoczne dorodne jak deserowe talerzyki olszówki. Jazda dłużyła mi się niemiłosiernie. W końcu jest moje miejsce, jest mój cudowny sosnowy średni lasek. Górki majaczą w oddali. Nikogutku, cisza, aż w uszach dzwoni, bezwietrznie, słoneczko pomiędzy sosnami maluje na ściółce swoje esy floresy. Najczęściej bijąc prosto po oczach. Oczywiście temperatura dziś wyjątkowo niska była, wić na cebulkę się poubierałam. Okazuje się wcale nie potrzebnie. W lesie jak na innej planecie- cichutko, cieplutko- może to i z emocji. Pierwsze podgrzybki powitały mnie od razu po wejściu do lasu- i dodam tylko, że caluśkie zamrożone były- i nóżki i kapelindki. Radość niesamowita- znaczy są znaczy urosły- piękne czarne na grubych nogach- radość na całego. Spacer po lesie powolnym, wręcz ślimaczym tempem. I co chwilkę skłon i wyprost, i czarnidełko ląduje wygodnie w koszu. Rosły solo, i w parach, zdarzały się gromadki liczniejsze po trzy i cztery sztuki. Piękne czarne skrzaty, marzenie każdego grzybiarza. Pierwszy kosz napełniony w coś ponad godzinkę i zamiana na pusty. Zabrałam jak ostatnio 3 kosze, nie licząc, że się przydadzą. I tu się grubo pomyliłam- wszystkie trzy zostały przez las szczodrze obdarowane. Stwierdziłam dzisiaj na własnej skórze, że jak trafi się piękny grzybny las, to można z niego czerpać bez przerwy i to w tak już nieciekawym dla wzrostu grzybów czasie. Jakieś dwie godzinki bawiłam się w chowanego ze słoneczkiem, aż w pewnej chwili ono dało za wygraną i mogłam już spokojnie przechadzać się w lekko szarawym otoczeniu. Zaliczyłam dzisiaj trzy lasy. W każdym napełniłam po koszu. Idąc pomiędzy jednym, a drugim skłonem, dzierżyłam w dłoni co piękniejszy okaz napawając się jego urodą. Grzybobranie było przecudowne, pełne emocji, pełne oczekiwania na to co następne wypatrzę i z pieczołowitością umieszczę w koszu. Dzisiaj doświadczyłam w lesie radości jak nigdy. Od tych wzdyczań i uśmiechów do każdego zebranego grzybka chyba mi niemało zmarszczek przybyło, ale co mi tam zmarszczki, za takie cudeńka to żadna cena. Pobyt w lesie około 4 godzinek. Koszyki pełne, grzybki wyzbierane i tak musiałam z lasem pięknie się pożegnać- może jeszcze do następnego razu, choć zapowiadają 5 stopni na minusie, to już one chyba rady nie dadzą. Jeśli więcej nie urośnie, to dzisiejsze chwile mogę wspominać przez dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuższy okres czasu. Pozdrawiam Wszystkich cieplutko życząc jeszcze udanych wypraw. Serdeczności z nizin- :)))))))))))))))))
szerzej:
Po wyjściu z domu pierwsze rozczarowanie. Nigdzie nie podawali, że popada i to tak solidnie, ale żeby zawrócić, co to to mowy nie ma. W bagażniku tylko albo aż 3 kosze. Jeden weteran całkiem na tym naszym wysypie mi się rozleciał, a sentymentem był darzony szczególnym. Aby nie wyjść na osobę co to nie ma w co grzybów ładować, zamówiłam u producenta 2 nowe- wygodne w noszeniu. I dzisiaj to one chrzest grzybowy miały otrzymać. Oglądając wpisy w moich okolicach sama nie wiedziałam w które lasy atak przepuścić. Koniec końców myślę "zaryzykuję" i tam gdzie najbliżej pojechałam. Lasy puszczy Noteckiej i blisko i we wszelkich możliwych odmianach. Deszcz na szczęście dał sobie spokój, tak, ze las przywitał mnie przychylnie, suchutko, puściutko- dwa samochody i to wszystko. Bajka, bajeczka. Ale oprócz tych dobrych wieści oczekiwałam jeszcze czegoś- GRZYBKÓW najlepiej tak po całości po wszystkich możliwych odmianach podgrzybków. Wybierałam różnie i różniście- i mech i jagodziny i gałęzie i średnia sosna i ta dorodna wysoka. U stóp przepiękne dywany opadłych brzozowych żółtych liści. Było na co popatrzeć, było czym zmysły nacieszyć. Z lasów trafiały się i te z dość solidnymi górkami. podgrzybki kapryśne dziś były niesamowicie. Jak ja wybrałam miejsce idealne do ich wzrostu, to one potrafiły figę z makiem mi pokazać. Ale tak źle znowu nie było. Im dalej w las tym było ciekawiej. Były miejsca, gdzie podgrzybek na delikatnie cienkiej nóżce mnie witał w towarzystwie lub solo, ale za chwilkę witały mnie dorodne okazy i duże i na solidnie grubej nodze. Trafiały się nawet spore ilości młodych, świeżaczków na grubaśnych nóżkach. Asortyment grzybowy od rozmiaru XS po XXXL, z tym, że nie były to jakieś miękkie ciapy, ale porządne twardziele. I tak minęła godzinka z hakiem, a ja nawrotka i nowy kosz w dłoń. Rundek z pełnymi koszami było 4. Ostatnie niestety z eko torbą, bo kosze się skończyły. Grzyby pozytywnie mnie zaskoczyły. Las cudowny cichy, cichuteńki. Powietrze rewelacja, dość ciepło. Aż tak, że z kurtki odpinałąm rękawy, bo byłam upocona. Wyjeżdżając do głowy by mi nie przyszło, że taką ilość w tak krótkim i blisko posadowionym lesie znajdę. Co prawda borowika nie uświadczyłam, ale z tego powodu płakać nie będę. Z bananem na twarzy cała i zdrowa przeszczęśliwa wróciłam w domowe pielesze. Tego tak nie zostawię, i w te miejsca jeszcze na pewno z raz powrócę. Życzę Wszystkim Wam podobnych jeszcze doświadczeń i cudownych grzybobrań. Buziaczki.- :)))))))))))))))))