16 dni w Lublinie już nie mogłem wytrzymać. Wczoraj rano objechałem wszystkie targi w Lublinie - grzybów brak. Miałem zamiar jechać w lasy janowskie, ale w takiej sytuacji nie ryzykowałem. Wieczorem wyjechałem do chaty do północy spuszczanie wody odkażanie wszystkiego co możliwe/akcja po zaatakowaniu wodociągu bakterią koli/, a z samego rana do lasu. Od 6.00 do 9.10 w lesie razem 9 prawych 2
koźlarze grabowe i na oko 1200
kurek / odliczyłem do 300, a zostało ponad 3 razy więcej do liczenia - po oczyszczeniu zważyłem
kurki było 4,65 kg/
Zmienił się dojazd - droga przez las już asfalt i z naszej fajnej miejscówki do której dojeżdżało się polną drogą z dziurami i wyrwami zrobi się las z mnóstwem samochodów i ludzi. Niestety w lesie sucho, żadnych oznak, że czeka jakiś wysyp.
koźlarze czerwone, które ostatnio pięknie rosły zniknęły zupełnie, babka, grabowy też brak, brak trujących, niejadalnych, tam gdzie coś wyrosło to na końcówkach wilgoci,
borowiki małe, ale nie były jak zwykle jędrne - raczej miękkawe ale po przekrojeniu całkowicie zdrowe. Rano tak się spieszyłem, że nie zabrałem kosza - na szczęście wiadereczka mam w sezonie zawsze w samochodzie. Widać było, że od kilku dni lasu nikt nie odwiedzał dlatego szybko skierowałem się na miejscówki z
kurkami i to w dodatku tylko te, które na ogół nie przesychają i to był strzał w "10"
Zastanawiające było, że do godz 9.00 utrzymywała się w lesie rosa - a na takich rosach zawsze pięknie rosły grzyby nawet w trakcie suszy, a tym razem niestety nie.