Jadalnych nie stwierdzono 😕
Młody Werter narobił mi ochoty na
borowiki więc po kilku miesiącach przerwy odwiedziłem moją miejscówkę na
ceglastopore i szlachetne. Dojeżdżając do lasu przywitałem się ze znajomym kugutem bażantem. Przy okazji zwróciłem też uwagę na coś co mnie wcześniej nie za bardzo absorbowało a mianowicie stary, duży sad. Ale o nim później. W lesie grzybowa pustynia. O borowikach nie ma co marzyć. Znalazłem tylko kilka starych
boczniaków prawdopodobnie topolowych i jednego małego blaszkowca. Postanowiłem poszukać szczęścia czyli smardzowatych w tym sadzie o którym wspominałem. Ale nie była to taka prosta sprawa bo zaczynał się za domem i z daleka widziałem tabliczki, że to teren prywatny. Postanowiłem wejść tam z drugiej strony. Żeby się tam dostać musiałem iść przez pola jakieś 500 m. Jak już podszedłem to myślałem, że będzie tam smardzowe eldorado. Miejsce idealne do tego, żeby rosły tam
smardze jadalne - pełno starych jabłoni, śliw, wiśni i innych drzew i krzewów. Ale
smardzy nie było. Chociaż może były dalej ale nie chciałem się za bardzo zbliżać do domu, żeby mnie jakimiś psami nie poszczuto 😂 Znalazłem tam tylko kępy maślanki i pozostałości po starych żółciakach siarkowych. W drodze do domu zwiedziłem jeszcze miejskie chaszcze w których rósł bardzo ładny bez. Także do domu wróciłem z bukietem 😉💐 Pozdrawiam i do usłyszenia 🙂