Las mieszany. Liści mnóstwo. Lekko kropiło. Były ochy, achy i ojejjjee.
Spacerek ok. 2 godzinny, w 3 częściach lasu.
W pierwszej same małe
ceglasie, dwa
podgrzybki, 1
maślak. Potem długo nic.
W drugiej... radość wielka w domu misia, szprycha znalazła
prawuska- pięknisia. Dostał solidnego całusa w kapelusz.
W drodze powrotnej, jakoś zabrnęłam w miejsce, w którym wcześniej nigdy nie byłam.
Tam kilka sporych
ceglasi i wielki
prawdziwek, o dziwo zdrowy.
Kręcąc się w promieniu ok. 20 m było mnóstwo westchnień i ojej-ów na widok chyba z 10 olbrzymów prawych, które nie zdążyły dotrwać, aż ktoś znajdzie je i zapieje z zachwytu.
A no i natknęłam się po raz pierwszy na sromotnika bezwstydnego, niestety jego jadalnych jaj obok nie znalazłam. Piękny miał surducik w barwie zielonobrązowej, której niestety zdjęcie nie oddaje.
Za kilka dni jeszcze tam wrócę...