Ciągle się trzymają, skubańce. Jak pisałam wcześniej, zaczęłam "grzybobrać" wybiórczo - albo te, albo te, albo tamte. Dziś miało nie być nic, bo z sił opadam, więc postawiłam na
prawdziwki. W poniedziałek. I co? Dziś
prawdziwki znów pokazały, że mają moc i zanim mróz ich nie złamie, może one złamią mnie. Może nie tak bardzo łupie mnie w krzyżu, ale kolana bolą od przycupów. Mam hamletowski dylemat - mróz, abo nie mróz... Oto jest pytanie. Zdjęcie sprzed przykrycia
podgrzybkami;)