Po latach starań i rozmaitych podchodów usłyszałem to sakramentalne - tak. Bazylia zgodziła się wziąć mnie do lasu. I pojechaliśmy z ranka gdzieś za Kleszczów, gdzie dokładnie to sam nie wiem bo pogubiłem się w labiryncie tych różnych wiejskich dróg. Ale czy to ważne gdzie jak okoliczności przyrody piękne i niepowtarzalne. I zaczęliśmy zbierać. Na początku wszystko jak leci,
kozaki babka, podgrzybki, zajączki. Później z grubszego zwierza pojawiły się
ceglastopore. No i miały być
prawdziwki ale nie było. Natomiast
ceglaki znajdowaliśmy coraz to większe i coraz liczniejsze. Po jednym z miejsc ja już miałem ponad 3/4 mojego koszyka a to był dopiero początek miejsc Bazyli. I powiem szczerze, że strasznie się starała, żebyśmy znaleźli również
prawdziwki. Słyszałem tylko a idź tam pod to drzewko, a zobacz w tym dołku a pójdziemy jeszcze tam a później tam. No i w końcu się pojawiły. Na początku młode a później coraz większe i ładniejsze. I trafiły się też cudnej urody
kozaki czerwone. Zachwytom nie było końca. I tak sobie zbieraliśmy piękne grzyby w pięknym bukow0-dębowym lesie, w idealnej do chodzenia pogodzie i nawet nie wiem kiedy minęły ponad cztery godziny. Bazylia zadbała też o moje siły i abym mógł nieść mój ciężki kosz dokarmiała mnie "Michałkami" a na sam koniec dała mi jeszcze wszystkie swoje grzyby. Czy może być ktoś bardziej gościnny ? Danusiu serdecznie Ci dziękuję za wszystko:-)