Wyszedłem dziś później niż zwykle, bo do lasu pognała mnie konieczność zrobienia kilku zdjęć. Tym później, że choć poranek wstał piękny, to wkrótce niebo zasnuło się chmurami. Koszyk zabrałem w ostatniej chwili, raczej na wszelki wypadek niż z przekonania i poszedłem „na chwilę”. Idąc duktami leśnymi doszedłem w zamierzone miejsce znacznie szybciej niż zazwyczaj i szybko uwinąłem się ze sprawą. Nie chciało mi się jednak wracać zbyt wcześnie, więc postanowiłem skręcić na ścieżkę, której początek znałem, ciekaw dokąd prowadzi. Pomysł okazał się doskonały bo odkryłem doskonałe miejsce w którym rosną uwielbiane przeze mnie
maślaki pstre. Grzybów było sporo, ale już dość starych, więc zebrałem jedynie kilka najładniejszych, dzięki czemu w domu rozchodzi się teraz cudowna woń lasu. Klucząc po znanych i nieznanych miejscach napastowany byłem niemiłosiernie przez „jelenioki” – strzyżaki sarnie, które od kilku dni są bardzo aktywne i których bandy trudnią się niecnym procederem na leśnych drogach i bezdrożach. Na domiar nieszczęścia w samoobronie, czy akcie rozpaczy, ruchem szybkim jak błyskawica i jak piorun zabójczym rozgniotłem sobie na głowie jakiegoś pluskwiaka. Rzecz jasna nie wpłynęło to na poprawę mojego nastroju. Wędrując po lesie od
podgrzybka do
podgrzybka, idąc w stronę domu znalazłem najpierw jednego a później drugiego
prawdziwka. Pewnie, że nie są to już
prawdziwki letnie, wielkie, „śmiało bodące niebo” jak gierkowskie kominy i z dala radujące oczy. Mniejsze, nieśmiało wyglądające spośród tracących listki jagodzin, ale cieszą bo przeczucie mi mówi, że to może ostatnie, albo jedne z ostatnich w tym roku. W koszyku znalazła się też wielodzietna rodzina
zajączków i trzy
rydze. Część grzybów młodziutka. To dobrze wróży na przyszłość, bo pogoda powinna dopisywać. Pozdrawiam wszystkich grzybochodźców.