Poniosło mnie dziś do lasu jak wilka. Skoro świt "po wielkiemu cichu" ruszyliśmy z kolegą zwłaszcza, że Wasze doniesienia rozpalały naszą wyobraźnię. Choć cały dzień był i jest nadal pod chmurą, to litościwa aura pozwoliła nam spędzić w lesie przeszło 6 godzin. Ponieważ skraj lasu nie zaoferował nam zgodnie z przewidywaniami zbyt wiele, stopniowo postępowaliśmy dalej i dalej, gdzie według mojego wyobrażenia miało być "lepiej". W ten sposób sprawdziliśmy empirycznie, nie pierwszy raz zresztą, słuszność starego powiedzenia, że im dalej w las tym więcej drzew, oraz fakt nieprzekładalności tej prawdy na ilość grzybów. Jak często w życiu bywa stwierdziliśmy w pewnym momencie, że "lepiej" już było i trzeba wracać. Całość wyprawy przerodziła się raczej we włóczęgę z kumplem tak starym, że strach przyznać by nie zdemaskować samego siebie. Tak czy inaczej pomimo, jak wspomniałem już niewielkiej ilości grzybów koszyki pełne a humory doskonałe. Grzyby, raczej miejscami, po kilka a często nawet pojedyncze - głównie
podgrzybki z domieszką
prawdziwków i
maślaków pstrych. Do relacji pozwalam sobie załączyć fotkę najciekawszego dzisiejszego znaleziska. Pozdrawiam wszystkich grzybochodźców