Las sosnowy, mszyste poszycie. Miałam 6 wczorajszych
prawdziwków, dla których nie opłacało się włączać suszarki więc poszłam "na szybko" do totalnie splądrowanego przez "niedzielnych" lasku za domem licząc na parę
podgrzybków do kompletu. I nic, kompletne zero. Lekko wkurzona postanowiłam pójść w miejsce do którego nikt przypadkowy nie trafi, a i sama nie lubię, bo ciężko tam łazić po rozmaitych wykrotach i jeżynach. Ale widok, jaki mi się ukazał wart był tego wysiłku - kompletnie nietknięte miejsce z tabunami
podgrzybków akurat na moje potrzeby, duże wyrośnięte, jeszcze całkiem jędrne i absolutnie zdrowe :) plus całkiem sporo młodziaków. W 20 minut całkiem spory kosz widoczny na zdjęciu. Jak zaczęły się z kosza wysypywać, odwróciłam się od tych, które wołały "weź mnie" i uciekłam z nadzieją, że wytrwają do jutra. Deszczu!!!, a jeszcze się przez chwilę pocieszymy. Sucho okropnie.