Dzięki specyfice mojej pracy czasami można poznać ciekawe osoby. To było pierwsze w życiu grzybobranie Marcina, właściciela restauracji, uczestnika programu Top Chef, a moje pierwsze od roku poza weekendem. Zameldował się w umówionym miejscu. Kontrola wyposażenia. Kalosze-brak, nożyk-jest, kanapki i herbata-brak, koszyk- w bagażniku.
Otwieram bagażnik i nie wierzę.
- Jak chcesz go nosić - pytam.
- Ty za jedno ucho, ja za drugie - odpowiada. O rany, on naprawdę chciał nazbierać jakieś hurtowe ilości.
Tłumacząc mu, że jedziemy tylko na trzy godziny, a więc na pewno nie do Zagnańska, wyposażam go w swój koszyk, kaloszy nie chciał, trudno, ja biorę koszyk Pani Vincentowej.
W lesie, mimo mokrych butów spisywał się dzielnie.
- Jak to się stało, że Ty masz pełny a ja mam osiem?, spytał.
- A dleczego nie zbierasz tych dużych tylko małe.
- Jakich dużych?
- Tych trzech po prawej.
- Bo ja zbieram tylko te książkiwe- odparł z przekąsem.
Poszliśmy na układ, ja mu pomogłem "dopełnić" koszyk, a on zdradził tajemną, autorską recepturę na krem borowikowy. To było fajne grzyboszperanie w fajnym towarzystwie. Tych co słyszeli wołanie "Marcin... jesteś?," bardzo przepraszam.
Grzyboszperanie?,
borowik w dole kolażu miał 25 cm i tyle go było widać.
A krem, umm... wyszedł pyszny 😛.
Podaję przepis: rozgrzewamy 3,4 łyżki oleju do bardzo wysokiej temperatury, wrzucamy
borowiki i... żeby dowiedzieć się więcej musimy zabrać na grzyby Marcina albo mnie 😁 Pozdrawiam grzybniętych.