Jesteśmy zdrowo grzybnieci i dobrze nam z tym :)
Niedziela. Nie leje. Babcia zamówiona do opieki nad dziećmi na 2 godziny przyjeżdża o 13 (bo wcześniej z dziadkiem sama musiała zryć las /70 prawych+kosz rydzow/) prosto z lasu.
Szybkie przekazanie dzieciaków i biegiem do auta (bo 3 latek wydarl się że też chce jechać /gdyby nie gorączka tak by bylo/).
13.20 ruszamy. 13.40 w lesie między NS a Limanowa. Jak to niedziela.. widac, słychać i czuć grzybiarzy. Coś tam zbieramy ale już resztki, trzeba powalczyć o grzyba i wydrzeć je schowane w liściach, gałęziach.. W godzinę mamy pół kosza. Zmiana miejsca ma las obok. Podobnie mijamy obierki po prawdziwkach ale co jakiś czas gdzieś na uboczu trafiamy kilka sztuk. Po 15 pora wracać. Na zejściu żonę napada stado (50) rydzow a mnie grupa (10) prawych. Biegiem do auta i 15.30 w domu.
Po przeliczeniu 80 prawdziwków i sporo rydzow, kilka podgrzybków. Wychodzi średnio 1 prawy na minutę :)