Witam :) Miałam jechać do lasu w sobotę (baardzo chciałam) ale z moich planów nic nie wyszło. Strasznie szkoda mi tej pięknej pogody, która zawitała do nas na dwa dni- pojawiło się już dawno niewidziane słońce! A jak przyszła niedziela-to niebo znowu spowiły gęste chmury i kropelki deszczu lądowały na szybie samochodu w drodze do lasu: ( Na szczęście szybko ustały, chociaż deszczyk wcale by mnie powstrzymał- w końcu cały tydzień czekałam na kolejne grzybobranie. Zapasy jeszcze nie uzupełnione, chętnych do przygarnięcia suszonych grzybków jest cała kolejka a czas ucieka. Może się okazać, że jeszcze dwa tygodnie i skończy nam się tegoroczny sezon, bo prognoza pogody nie za ciekawa. Pod lasem, na parkingu i w lesie pełno porozstawianych samochodów- taki był zmasowany atak! Jako, że miałam bardzo ograniczony czas udaliśmy się tylko do jednej miejscówki- na
podgrzybki oczywiście. (Zapomniałam napisać, że brat mi towarzyszył no i pies). Po drodze zatrzymał nas pewien pan z reklamówką, w której ledwo dno grzybami zakryte- i spytał o drogę powrotną, bo się pogubił. Mina mi pobladła ponieważ przeszedł spory teren a zbiór miał mizerny i bałam się, że nas też to czeka. Nic bardziej mylnego. Miejscówka okazała się celnym strzałem i trochę stamtąd grzybów wynieśliśmy. Towarzyszyła nam starsza pani, której sokoli wzrok zadziwiłby niejednego, bo co kilka kroków schylała się po kolejnego grzybka. Musiała przybyć tam dużo wcześniej, bo torbę miała już w połowie wypełnioną. Dziwna sprawa z tymi
podgrzybkami- wszystkie młodziutkie. Gdyby ktoś chciał znaleźć starego, przerośniętego klapcia to nie znajdzie- po prostu nie ma takich. Ps Emilu. wspomniałam psu (Dianie) o Twojej propozycji zabrania swojego kota dla towarzystwa i teraz pies tylko pyta: kiedy? kiedy? kiedy będę mogła go pożreć? :)