Tego się nie spodziewałem, bo w lesie bardzo sucho, a tu na dzień dobry młody
prawdziwek (u góry po lewej), potem kilka
podgrzybków i kolejny młody
prawdziwek, ale armagedon był dopiero później. Zawsze szukam miejscówek z "czystym" i przejrzystym lasem, bez krzaków, zarośli i wysokiej trawy, mogą być strome zbocze, byle bez krzaków, jednak jak zobaczę grzyba, te zasady nie obowiązują. Nieważne czy to kilkumetrowa skarpa, czy kilkunastometrowy wąwóz, gdzie na drugiej stronie widzę
prawdziwka, idę i koniec, nawet jak mam już obie ręce zajęte. Tak było dzisiaj z rydzami, najpierw po kilka na igliwiu i w trawie, potem po kilka w miejscach, gdzie w czasie deszczu spływa woda i wreszcie ponad 200 sztuk na zboczu, na skraju lasu w wyschniętej strużce wody, zarośniętej twardą, kolczastą tarniną. W pół godziny dopełniłem kosz do pełna (samymi kapeluszami) i nie rozglądając się (żeby nie znaleźć kolejnych) wróciłem do samochodu i pojechałem do domu "organizować" ocet na marynaty. Zanosiło się, że ten sezon będzie tragiczny, tym czasem, udało się zrobić już trochę zapasów na zimę, więc sezonie, trwaj...