Darz grzyb!!!!!!! :) Niedziela miała być relaksem i tzw. totalnym leniem przed nadchodzącym poniedziałkiem. W kilku słowach - miało być jak nigdy, a wyszło jak zawsze :) Jeden szybki telefon i już wychodziłam z domu z oporządzeniem grzybiarskim. Na początek miejscówka pod Sokolnikami k/Zgierza, jednak bardzo szybko została zmieniona na Nakielnicę, z uwagi na straszną suszę w tamtych lasach i grzybów jak na lekarstwo (kilka
podgrzybków brunatnych, 2
podgrzybki zajączki i 3 dorodne okazy
koźlarza babki, jednak ich występowanie umożliwiło nam zbiór jedynie jednego z nich, gdyż rosły za ogrodzeniem pustej działki leśnej). Nasza stała miejscówka w nadleśnictwie Grotnickim dała nam dużo więcej zbiorów. Lasy przechodzone, ścieżki wydeptane, a jednak udało się znaleźć piękne okazy – małe i duże :) Las jak zawsze ten sam, duży sosnowy o podłożu mchowo-wrzosowo-borówkowym. W borowinach małe
czarne łebki, a na obrzeżach lasu, idąc znowu wzdłuż leśnej wycinki piękne, zdrowe i spore okazy
podgrzybka brunatnego. Nie obeszło się bez brzozowej przecinki … i tam 3 młode
koźlarze szarozielone, bardzo ciężko dostrzegalne w natłoku kolorowych liści – zapewne było ich tam dużo więcej, jednak wiek oczu robi chyba swoje;) Oprócz tego dwa stanowiska młodziutkiej
opieńki miodowej i kilka
rycerzyków czerwonozłotych (przez moją rodzinę nazywanych cukrówkami lub gąskami czerwonozłotymi), które przez niektórych uważane są za niejadalne z uwagi na kiepskie walory smakowe, a ja jednak od dziecka je zbieram i zbierać nadal będę, ponieważ zawsze dla nas były smaczne. No ale w końcu każdy z nas ma inny smak :) Ludzi dzisiaj znowu dość dużo, ale nie w miejscach, gdzie chodziłyśmy z koleżanką Asią :) Tam, w między czasie dzisiejszego wypadku, spotkałyśmy na początku jednego Pana, który niespodziewanie wkroczył na naszą trajektorię, a tuż pod koniec zbiorów dwie rodziny z dziećmi, za którymi szłyśmy i zbierałyśmy grzyby. Niestety muszę w tym miejscu napomknąć o dobrym wychowaniu i stosowaniu się do zasad zachowania panujących w lesie … Rodzina widać przybyła chyba z dzikiego miasta, odwiedzając las raz do roku, bo takich hałaśliwych istot dawno w lesie osobiście nie uświadczyłam – Panowie omawiający remont silnika tak głośnym tonem, że chyba po tym wykładzie byłabym w stanie samodzielnie każdy silnik naprawić, Panie entuzjastycznie rozprawiające o gotowaniu (kilka przepisów udało mi się zapamiętać) oraz gromadka dzieci, które na widok każdego grzyba, niezależnie od jego gatunku, krzyczały wniebogłosy ogłaszając wszem i wobec, iż oto coś znalazły!!! Ja rozumiem, że potocznie mówi się „nie krzycz, w lesie nie jesteś!” … no aleeee … Niektórzy, to już przesadzają:/ I tym, nieco smutnym akcentem kończę mój raport z dzisiejszych zbiorów. Ogólnie jesteśmy z koleżanką zadowolone, a że jeszcze przez tydzień pogody grzybowe mają się utrzymać, to nie koniec sezonu :) Pozdrawiam wszystkich grzybociachaczy i do usłyszenia za kilka dni :)