szerzej:
Pobudka 3.30, w lesie o 6. Cisza i spokój, zające, lisy, sarna, myszołowy (?). I intruzi, którzy przyjechali, żeby grzyba znaleźć..... A tu zonk, jak ostatnio ciągle. Ale nic to, w lesie i tak warto być, tym bardziej, że las ten nie zarósł wielką ilością krzaczorów, nie trzeba strzec się gałęzi, które po gębie smagają. Las ten ma jeszcze jedną zaletę, że nigdy nie przywiozłam stamtąd kleszcza. Komary i owszem bywają (na szczęście nie tym razem). Pomijając patyki, które zawsze się pod nogę wpakują, to generalnie chodzi się po miękkim mchu. Wielka szkoda, że nie było żadnych grzybów, ale może za jakieś dwa tygodnie coś zacznie kiełkować 😉, bo warunki są.