szerzej:
Sezon ten był dla mnie szczególny. Przede wszystkim dlatego, że to był mój pierwszy sezon w pełni poświęcony grzybobraniom (po tym jak pod koniec września ubiegłego roku przypomniałem sobie o grzybach po 15-20 latach przerwy). Ale także dlatego, że był zaskakująco udany, szczególnie, że praktycznie nie znałem lasów w okolicach Warszawy, a już zupełnie nie z grzybiarskiego punktu widzenia.
Pierwsze jego miesiące przebiegały w rytm opadów, które dawały „życie” i okresów upałów, które wysysały wilgoć ze ściółki. Swój sezon rozpocząłem po urlopie, w ostatni weekend lipca, załapując się na końcówkę wysypu prawdziwków, który nastąpił po kilku dniach opadów gdzieś w okolicy połowy miesiąca. Dwa krótkie wypady na chybił/trafił przyniosły pierwsze dwadzieścia kilka borowików.
Pierwsza, sucha połowa sierpnia, dodatkowo po okresie upałów z drugiej połowy lipca, nie była zbyt obfitująca w grzyby, a ja skoncentrowałem się na poznawaniu lasów w mojej okolicy. Znalazłem kilka obiecujących miejsc, ale tylko raz trafiłem na kilkanaście ślicznych, jaśniutkich koźlarzy bruzdkowanych. W połowie sierpnia, ku uciesze mojej żony i córek, pojawiły się kurki. Dzięki kilku owocnym wypadom mogliśmy cieszyć podniebienia kurkowymi sosikami do obiadów. Kurkom towarzyszyły pojedyncze jeszcze rurkowce – głównie piaskowce, rzadziej koźlarze i sporadycznie borowiki. Przed ostatnim tygodniem sierpnia w końcu popadało i zaczęły się porządne zbiory. Najpierw, obok zbieranych kurek, znalazłem kilkanaście prawdziwków i tyleż maślaków. Dwa dni później trafiłem piękny wysyp koźlarza grabowego. Młode, beżowe łebki, rosnące w grupach po 3-5 szt, zostały okraszone ośmioma dorodnymi borowikami znalezionym u stóp myśliwskiej ambony. Najlepszy jednak zbiór trafił się ostatniego dnia sierpnia – w nowopoznanej części lasu kosz szybko wypełnił się wyrośniętymi borowikami i ładnymi koźlarzami. Żałowałem, że na to miejsce trafiłem tak późno, bo z grubsza połowa prawdziwków była już w stanie agonalnym i nie nadawała się do zabrania.
Pierwsze wrześniowe grzybobranie nie zachwyciło rezultatami. Brak opadów i upały w ciągu tygodnia mocno wysuszyły las, a ja znalazłem tylko kilka starszych koźlaków. Sytuację uratowało znalezione kaniowe eldorado – miejsce, w którym tego dnia, a potem jeszcze kilka razy w tym roku, trafiłem na kanie rosnące w ilościach, których nie byłem w stanie zebrać, kontentując się jedynie zabranym ułamkiem rosnących owocników. Na szczęście koniec pierwszej dekady września przyniósł trochę deszczu co od razu zaowocowało poprawą wyników. Ponownie pojawiło się sporo kurek, udało się znaleźć kilka śliczniutkich, dopiero wychodzących borowików i koźlarzy czerwonych oraz pierwsze tegoroczne podgrzybki. Dwa dni później popołudniowy wypad po pracy miło zaskoczył ładnymi, młodymi koźlarzami i nieco starszymi prawdziwkami w lesie gdzie jeszcze 4 dni wcześniej rosły tylko pojedyncze, stare koźlarki. Jednak powrót upałów szybko zakończył ten wysyp - kolejny wypad przyniósł tylko opieńki, za to trafione w niesamowitych ilościach, i nieśmiertelnie kanie. Susza trwająca w środku miesiąca nie dawała nadziei na udane zbiory, co potwierdziłem któregoś dnia prawie bezowocnym wypadem. Dopiero ostatni tydzień miesiąca przyniósł zmianę pogody – przeszły ulewy, po których przyszło ochłodzenie. Deszcze i obniżenie temperatury wg doniesień z portalu to pierwsze wysypy podgrzybków, dla mnie zaś dwa udane grzybobrania w ostatnich dniach września –jednego dnia nazbierałem koźlarzy, i po zmianie lasu na zagajniki sosnowe, trochę podgrzybków. Może nie były to piękne grzyby, nieco już zmęczone, ale bardzo ucieszyły po okresie kilkunastu dni grzybowej posuchy. Zaś miesiąc zamknąłem zbiorem pięknych borowików znalezionych na nieco dalszej wyprawie przy okazji wyjazdu integracyjnego. Przy okazji naciąłem też sporo młodej płachetki (turków).
Powrót do moich lasów w pierwszym tygodniu października przyniósł świetny zbiór młodziutkich koźlarzy i kilka przecudnych prawdziwków. Myślę, że były to najpiękniejsze grzyby jakie znalazłem w tym roku – niemalże wszystkie młode, jędrne, mocne i zdrowe. Ciekawostką było znalezienie koźlarzy czarnobrązowych o ciemnych, niemalże czarnych kapeluszach. Kolejne podgrzybkowe doniesienia na portalu sprawiły, że następne dwa grzybobrania w tym samym tygodniu zaczynałem na bezowocnych poszukiwaniach wysypu podgrzybków w lasach sosnowych, a kończyłem i tak zbierając koźlarze i kanie w lesie liściastym. Dopiero drugi weekend października przyniósł podgrzybkowy sukces. Zmieniłem kierunek grzybowych wypraw i w końcu udało się znaleźć podgrzybkową ziemię obiecaną. Kolejne kilka wypraw na przestrzeni trzech tygodni to zbiór setek malutkich, słoikowych podgrzybków. Presja na miejscówce powodowała, że prawie nie było starszych owocników, ale to akurat mi pasowało, bo specjalnie nie przepadamy za duszonymi grzybami, a suszonych miałem już sporo. Zwykle więc 75%-90% zbiorów trafiała do octu, a ich obfitość pozwoliła podzielić się z teściami i znajomymi. W międzyczasie sprawdzenie lasu liściastego przyniosło kolejny nie do zebrania wysyp kań, ale i przekonanie, że na moich rewirach koźlakowe i borowikowe grzybnie zakończyły już owocowanie. Wraz z końcem miesiąca wygasł również wysyp podgrzybków.
Pierwsze dni listopada to moje ostatnie wyprawy w tym roku. Brak młodych podgrzybków, pojedyncze tylko gąski w lasach iglastych oraz trafiony w lesie liściastym późnojesienny wysyp opieńki (w całości oddany teściowej), wraz z pełną spiżarnią grzybów, ostatecznie przekonały mnie do zakończenia tegorocznego sezonu.
Mimo, że wydaje się, że sezon pogodowo był dość trudny (często jedynym kluczem do sukcesu było szukanie miejsc gdzie mogło się ostać nieco wilgoci), to tegoroczne grzybobrania znacznie przekroczyły moje oczekiwania. Poza tylko kilkoma mniej udanymi zbiorami podczas dłuższych okresów suszy i upałów, prawie zawsze wracałem „z tarczą”, mimo, że zwykle mogłem wygospodarować nie więcej niż 2-3, rzadziej 4 godziny w lesie. Często zbiór mógł być jeszcze efektowniejszy, ale grzybobranie kończyłem wcześniej, nie chcą spędzić potem reszty dnia na przebieraniu i przerabianiu grzybów. Dodatkowo tegoroczne zbiory zaskoczyły mnie swoją różnorodnością – prawdziwki, koźlarze (grabowe, brązowe, ale i czerwone/pomarańczowe), podgrzybki, piaskowce, kurki, kanie, opieńki, płachetki, trochę maślaków (choć na nie akurat z premedytacją nie polowałem) – jak akurat nie dopisywał jeden gatunek, to darzył inny, do pełni szczęścia zabrakło chyba tylko większej ilości gąsek.
W tym roku zjeździłem kilkanaście lasów i wyselekcjonowałem sobie te, które będę odwiedzał. Stopniowo poznawałem kolejne miejscówki i odkrywałem ich tajemnice. Bogatszy o te doświadczenia z nadzieją patrzę na przyszły sezon. Mam już swoje lasy i jeśli tylko pogoda dopisze, to wierzę, że w przyszłym roku będę mógł jeszcze lepiej wykorzystać ich potencjał.
Darz Grzyb i pozdrowienia dla wszystkich portalowych Grzyboświrków.
szerzej:
N a Zdzicha lepsza gąska niż wodnicha. Grzyby troche zmrozone. Temperatura nad ranem koło 0 ale w nocy bylo -2. Ogólnie super. Straszą wiekszym mrozem i opadami śniegu z deszczem w weekend ale codziennie inna prognoza więc j e st szanss że coś jeszcze będzie.