szerzej:
Dziś jakoś nie mogłem się zebrać, nic mi się nie chciało. Przez chwilę kołatała się myśl o decembrusie, ale czas uciekał i ostatecznie, pojechałem tylko na spacer dla sportu, czym zaprzepaściłem szansę na owego prawdziwka grudniowego myślę, że bezpowrotnie. Czekam na Twoje decembrusy Bazylio😊, jestem prawie przekonany, że jeszcze raz ucieszysz Nas widokiem pięknych prawusków😊. Trochę dopadło mnie cierpienie młodego Wertera, bo wczoraj sprawdziłem miejsca z uszakami i zimówkami i sytuacja jest zła. Uszaków nie ma wcale, a zimówki dwie stare i zamrożone. I co teraz?? Wiem, że jeszcze zrobi się ciepło, ale czy zimówki wyrosną? Z moich obserwacji z boczniakami i zimówkami jest tak, że najlepiej trafić na dorodne i świeże w momencie gdy rosną ostatnie prawdziwki i podgrzybki, a ja zawsze chcę zbierać do końca rurkowce. Zimówka pewnie jeszcze będzie miała swoje 5 min. uszaki mam nadzieję też, ale może trzeba będzie czekać miesiąc. No cóż trzeba się zająć innymi rzeczami, jest co robić😁 Do usłyszenia!
szerzej:
A było to tak. Trafił mi się wyjazd integracyjny w Brennej. Od razu pomyślałam, że trzeba by się z Tazokiem spotkać i napić kawy. Ale Maciek mówi co będziemy w domu kawę pili 😉 - napijemy się herbaty ale w lesie. No i wybraliśmy się na górę Orłowa ( mam nadzieję, że dobrze odmieniłem bo to różnie bywa z tymi beskidzkimi górami) Celem miały być jakieś kamienie graniczne o ile dobrze pamiętam Księstwa Cieszyńskiego. Po drodze gadaliśmy o rysiu, wilkach i niedźwiedziu, które ostatnio pokazały się w tym rejonie. Mnie oczywiście oczy uciekały na boki bo co chwilę przechodziliśmy obok miejsc o dużym potencjale grzybowym. Ale trafiały się tylko różne zamarznięte blaszkowce najczęściej nieznanym nam gatunków. W końcu jednak jednym z tych blaszkców okazała się kurka, która nieźle nas ucieszyła. Później na szczycie były widoki i znaleziony kamień. Wspomnieliśmy Rainy3 i jego zamiłowanie do nich. Potem podziwialiśmy krzywodzioby. Gdyby nie Maciek to pomyślałbym, że to gile. W drodze powrotnej Tazok znalazł na bukowym pniu kolonię boczniaków. Sprawiło mu to dużą radość bo chyba były to jego pierwsze. Zadowoleni zaczęliśmy szukać wisienki na torcie czyli boletusa. Ale były to raczej zadanie z tych mission immposible. Nie zmienia to faktu że wycieczka była bardzo udana. Dla mnie najważniejsze było to że poznałem kolejny kawałek tej pięknej krainy i nawdychałem się świeżego górskiego powietrza. Maćku dzięki za zorganizowanie wycieczki i gorącą herbatę. Jestem chętny na kolejne 😊
szerzej:
Jeszcze mi w oczach żółto-zielono, jeszcze na rękach zapach lasu czuję, jeszcze spodnie na kolanach nie wyschły, a gęsia! skórka jeszcze z pleców nie zeszła 😁 Tyle emocji, tyle radości dawno w lesie mnie nie spotkało :) A wszystko za sprawą Iwonki vel Lawendowej, która dziś na wielką ucztę do swojego królestwa leśnego mnie zaprosiła, jednego z wielu zresztą :) Przez kilka komnat mnie przeprowadziła sosnową, brzozową, sosnowo-osikową, sosnowo-jałowcową, dębową itd. We wszystkich komnatach piękne dywany a to z liści czy igiełek samych tkane, a to z liści igiełkami przeplatane, a to z miękkich mchów zielonych gdzieniegdzie igiełkami czy brzozowymi listkami przyprószone, a to... różne wzory i kolory, iście królewski majestat lasu czuć było :) Perskie dywany schować się mogą przed tymi co spod rąk Matki Natury wyszły :) Przed drzwiami brzozowo-dębowej komnaty w końcu stanęłyśmy, ledwo Lawendowa je pchnęła... zielonkawo-żółty gąsiorek pod nogi jej wyskoczył 😊 Za ułamek sekundy drugi i trzeci i... dwudziesty :) Całkowicie pod liśćmi pochowane, ale Iwonka w cimię nie bita, "starej gęsiary " w pole one nie wywiodą 😁, szur, szur liście przegarnęła i całe kurniki, właściwie gęśniki odsłoniła😉 Ja czynić to samo poczęłam, przykład z mistrzyni biorąc. Ludzie!... ile tam gęsi było! 😁 Wysmukłe gąski, tłuste gąsiory, pulchne gąsiątka ect. etc. Gęsina wszędzie naokoło!😁 Ja na kolanach, gęgając nieomal z radości, co rusz kupeczkę liści z zielonkawo-żółtym skarbem, często podwójnym, potrójnym odkrywałam :) Lawendowej oczywiście nie prześcignęłam, na stażu póki co u niej jestem :) 187 gąsek w godzinę we dwie 💪, ale ponieważ zwiedzanie leśnych komnat około 2,5 godz. trwało, średnią 45 na godzinę przyjęłam. W drodze powrotnej 5 szarych gęsi do zielonego towarzystwa dołączyło i 1 maślaczek samotnik, jako przedstawiciel rurkowców :) Z prawdziwego zdarzenia królewska uczta to była 😄
szerzej:
Moje buki zamykają kramik z borowikami... Mówią bazylia już wystarczy, posiedź trochę w domu, ugotuj mężowi obiad i przestań się w końcu włóczyć po lesie z tym prawie pustym koszykiem;-) I mają rację, już wystarczy i tak dały mi tyle radości i adrenaliny w tym sezonie...:- D Wynegocjowałam jeszcze jeden spacer na początku grudnia może pożegnają mnie decembrusem;-) Pozdrawiam :)