Zapowiadają od niedzieli upały, więc dzisiaj trzeba było poszaleć na zapas. Najpierw 3 h w lesie jodłowym - było średnionieźle, ale prawie same maluchy, sporadycznie średniaki. Potem zmiana miejsca i 6 h w lesie głównie bukowym. Tu z brzegu marnie, ale potem borowikowe eldorado, z rodzinkami po kilka/kilkanaście sztuk. W sumie przez 9 h zebrałem 375
prawdziwków. Po inne gatunki (poza kilkunastoma młodymi ceglasiami) nawet się nie schylałem.
Nieco poprawiła się zdrowotność. Wprawdzie do "seledynów" nawet nie ma co się schylać, a ogromna cześć trzonów owocników w każdym wieku jest zasiedlona, ale poza trafiającymi się zdrowymi maluchami, było całkiem sporo "białych" średniaków, które miały zdrowy kapelusz lub tylko nieznacznie zaczerwiony, umożliwiający wykrojenie i zachowanie znacznej części. Pewnie przez długi czas grzybobrania i powrotu do domu, część grzybków jeszcze będę musiał odrzucić, ale trudno - miała być frajda na zapas i była. Pozdrawiam serdecznie i życzę pełnych koszy.