Z rana byliśmy na "poważnych" grzybach i nie byłem na miejscówce sygnalnej przy domu, nad jeziorem. Jako że dodatkowo owczarek strasznie rozpaczał z tego powodu, nie mogłem odpuścić wizyty w moim ukochanym miejscu i pożegnać się z nim. Pełno poprzewracanych grzybów, obcięte korzenie po prawych. Oj działo się tam rano, przecież to sobota. Mimo wszystko jegomość w kapeluszu z fotki czekał na mnie. Ścieżka w bukach godnie mnie pożegnała.