Zachęcony innym wpisem z Trzaskowa (poniżej) postanowiłem wyskoczyć "po kotlety" na obrzeża Zielonki. W drodze skręciłem w stronę miejsca typowego dla jak: łąki i nie użytkowników z wyspami mieszanych drzew.
No i po 15 minutach brodzenia w trawach wystąpił problem: koszyk i wolne ręce się skończyły, a w polu widzenia kolejne okazy po 20-30 cm średnicy... Z bólem odwróciłem wzrok, żeby nie widzieć tego całego dobra, które tu zostawiam innym smakoszom czubajkowych kotletów w panierce - zresztą i tak zaczyna siąpić, więc czas na powrót do domu.;)