Coś tu się pozmieniało, nie wiem o co chodzi ale spróbuję tak. 1
prawdziwek, 4
podgrzybki, 2 kakanie, 4
maślaki. Reszta opisu się nie mieści więc napiszę w okienku poniżej. Nie wiem co z tego wyjdzie.
Dopaść łobuza. Taki cel sobie postawiłem na dzisiaj. Wiedziałem że gdzieś jest i że się będzie ukrywał przede mną stosując sztuczki poniżej pasa. Pościg za nim rozpocząłem ok. 9 tej rano. W pierwszej godzinie poszukiwania w buczynie, bez rezultatu. Dalej młodnik sosnowy, i tu drań zastawił na mnie pułapkę. Czterech drabów opryszczków podgrzybkowych otoczyło mnie i wyskoczyło z takim tekstem. Teeee. Chcesz oberwać? O rzesz ty! To wy do mnie pryszczate gemby? Zaraz wam łby po ucinam. Wyskoczyłem z kozikiem i po dwóch minutach miałem ich z głowy. Przez następną godzinę przeszukiwałem młodnik, ale jego w nim nie było. Zdołał uciec gdzieś dalej. Ale czułem jego zapach i wiedziałem że gdzieś się ukrył. Jak pies ogrodnika poszedłem za zapachem w wysoki las sosnowy, podszyty jeżynami i paprocią. Czułem że jestem blisko, gdy nagle przede mną stanęły dwie młode
kanie. Cwaniaczek pewnie myślał że uda im się zbałamucić moje serce i rozum. Nic z tego. Byłem zimny jak lód na ich powabne kształty. Na wszelki wypadek jednak wtuliłem je na dno koszyka. Jeszcze podłożył mi parę
maślaków, myśląc zapewne że wywrócę się na nich jak na skórce od banana. I tu wyczerpał całą swoją amunicję. Byłem tuż za nim. Wiedziałem że jeszcze chwila i go dopadnę. Zobaczyłem go na leśnej polance. Z wyczerpania nie miał sił już dalej uciekać. Leżał na boku z podwiniętym ogonem niczym moja kotka po walce z kundlami sąsiadki. Nawet przez chwilę zrobiło mi się go żal. Bo cóż on jest winien że takie jest prawo buszu. Tak wyglądało moje dzisiejsze polowanie na czerwony listopad. I na koniec jeszcze dwa zdania. Moja małżowinka ubzdurała sobie że ma za mało
opieniek w słoikach. Jeżeli ktoś posiada wiarygodne informacje gdzie jeszcze można nazbierać ładnych
opieniek, to proszę o cynk. E.