Było szaleństwo kurkowe, potem prawdziwkowe. I zielonkowe. Nawet nie było czasu na
podgrzybki - zbierane tak przy okazji... Zapasów już nie ma gdzie trzymać, obdarowani krewni, znajomi już nie chcą nawet słyszeć o grzybach. No chyba, że
rydze, mniam... Ok, przecież w górach ich pełno. No ale skoro ma być smakowicie wybrałem mniej pewny i trudniejszy wariant. Prawdziwe
rydze spod sosen. Z lasu rzut beretem od wielkiej aglomeracji. Ale ten rok jest wyjątkowy... Widać, że już pasują ale są!
Kanie od wielkiego dzwona, za to dorodne. Innych jadalnych w tych lasach praktycznie już nie ma. Masę wnerwiających (gdy się zbiera
rydze) wełnianek
Sezon trwa.