Cóż, miało być dzisiaj zupełnie inaczej a było dość tradycyjnie. Czyżby w moim lesie podobnie jak w tolkienowskim Starym Lesie wszystkie drogi prowadziły w jedną stronę? Z grzybami jest coraz słabiej i byłoby całkiem marnie gdybym nie napotkał czterech przedstawicieli "Zgromadzenia Braci Większych", którzy objętościowo i wagowo poratowali sytuację. Pozostałe przestrzenie międzyprawdziwkowe udało mi się wypełnić głównie
podgrzybkami i mniejszymi prawdziwkami. Znów pełny koszyk i fama przy wyjściu z lasu, że mnóstwo, wysyp, zatrzęsienie. A w lesie, choć grzybów mniej tak cudnie, że żal wychodzić w stronę domów i tylko nadzieja, że jutro znów wrócę podtrzymywała na duchu :) Pozdrawiam wszystkich grzybochodźców.