Dwa tygodnie w Puszczy Noteckiej minęły, niestety, na obserwacjach dynamicznie zmieniającej się sytuacji grzybowej. Przywitały mnie
kurki. Przez kilka pierwszych dni zbierałam, w zależności od trafnego lub mniej trafnego wy wyboru miejscówki, od pół kilograma do dwóch w czasie jednego wypadu. Zwykle robiłam dwa dziennie.
Kurek było tyle, że po raz pierwszy zaczęłam je suszyć i dokładać do marynaty w mieszance z innymi grzybami, bo marynowane
kurki są bardzo takie sobie, ale już mi się nie chciało gotować i wekować do zamrożenia a i słoików dużych brakowało. Potem zaczęły się pokazywać w większych ilościach
koźlarze pomarańczowożółte. Oj, te to się przyjemnie zbiera! Zwłaszcza takie nieduże grubaski. Z dnia na dzień było ich coraz więcej. Do suszu, marynaty i do jedzenia na już. Nadal były
kurki. A w tym tygodniu, od kilku dni zaczęły się, najpierw nieśmiało, a wczoraj i dziś to już na całego, pokazywać
podgrzybki - królowie tego lasu. Przez cały pobyt zbierałam też
gołąbki wyborne,
muchomory rdzawobrązowe, czerwieniejące,
prawdziwki- ostatnie dwa gatunki w większości zaczerwione. Rozczarował mnie nieco całkowity brak płachetki, którą lubię bardzo. O! I jednego
siedzunia znalazłam. Ale ukoronowaniem moich dwutygodniowych grzybobrań było znalezienie stanowiska
piaskowca kasztanowatego. Matko, jaki to piękny grzyb. Zdjęcia nie oddają jego uroku. Ogólnie fajne grzybobrania. Mam nadzieję je powtórzyć jesienią. Pozdrawiam leśne ludki.