W tym sezonie, w grzybowym paintballu na południu Polski prawie każdy dostał kulki z niebieską farbą. Efektem jest Big Blue jakiego nasz myko-świat jeszcze nie widział. Tazok mówi takiemu obrotowi sprawy stanowcze „nie”. Jako wspomniany wcześniej „Ostatni Mohikanin”, załadował więc do swojego markera kulki z żółtą farbką. Pif-Paf, czary mary, hokus pokus i mamy wysepkę na śląskiej mapie. Dzisiejsza wyprawa do breńskich lasów zajęła niemal cztery godziny, a efekty w postaci grzybów, zajęły całą objętość tazokowego koszyka. Bez liczydła i kalkulatora: 40-50
borowików -
ceglasi, ok. dziesięciu
prawdziwków, dużo ( kilkadziesiąt ) dorodnych
kolczaków, kilkanaście
kurek, parę
podgrzybków i
kozak. Prawdę mówiąc jak na dotychczasowe, minorowe raporty, to zbiory są spore. Wszystkie
borowiki świeże i zdrowe, w lesie zostało sporo maluchów, podobnie kociaki, wszystkie zdrowe a kociakowe żłobki pełne malutkich
pociech. W większości znalezione w dolinach, wzdłuż strumieni. Ostatnie przed nadchodzącym deszczem poranne godziny spędzone w beskidzkim lesie, na szczycie wiślańskiego Czupla, wśród szemrzących strumieni były czarowne a sympatyczny bonus w postaci pełnego kosza, wprawił mnie w szampański nastrój, którym chętnie dzielę się z Wami. Pozdrawiam, życząc podobnych, szałowych zbiorów. W pierwszym tazokowym dopisku link do kilku zdjęć z dzisiejszej wyprawy, oraz link do „krótkiej historii o kolczakach”