Witam Wszystkich zmarzniętych, zmokniętych, zgrzybiałych i grzybniętych. Wczoraj zapowiedziałem że dziś idę na całość. No ale to było wczoraj. Dzisiaj wystarczyło zerknąć za i mój zapał jak by ostygł. Nawet moja kotka, która zazwyczaj rano głośno domaga się by ją wypuścić na dwór, ogonem pokazała mi dość dobitnie w jakim poważaniu ma myszki oraz pogodę i przezornie ukryła się pod fotelem. Co robić?. Słowo się rzekło, kobyłka u chłopa. Kurtka zimowa, czapka, szali, rękawiczki i do lasu. Jest 10,00. Myślę sobie "dasz radę". Z każdą minutą w koszyku przybywało Kozaczek, w proporcji odwrotnej do mojego zapału i temperatury ciała. Po 3 godzinach uznałem się za pokonanego przez aurę i ogłosiłem breksit z lasu. 13,00. W domu po przeliczeniu wyszło 50 zdrowych Kozaczek i 3 Maślaczki. Wynik całkiem zadawalający biorąc po uwagę okoliczności. Dzisiejszy wypad jak by wyleczył mnie na pewien czas z grzybów, tyle że w dołku dalej ssie, nos swędzi i dodatkowo uszu też. Czego i Wam Wszystkim ŻYCZĘ. E.