szerzej:
Darz Grzyb! W niedzielę, 23 czerwca 2024 r. wybrałem się na krótki spacer do lasów położonych między Dobroszycami a Grabownem Wielkim. W latach 90-tych i jeszcze gdzieś tak mniej więcej do lat 2009-2010 były to drugie najbardziej popularne rejony dla pociągowo-kolejowych zbieraczy jagód, którzy zazwyczaj przyjeżdżali z Wrocławia i Oleśnicy. Terenem numer jeden była oczywiście Bukowina Sycowska. Dobroszyce i Grabowno były również częstym celem moich wypraw jagodowo-grzybowych oraz wielu ludzi z naszej grzybowej paczki. W sobotni wieczór dopadła mnie jakaś nostalgia i sentyment za tymi lasami. Nie namyślając się długo, postanowiłem z rana w niedzielę pojechać do Grabowna i przejść się obok szlaku kolejowego do Dobroszyc, tym razem bez nastawiania się na jakiekolwiek zbiory. Stacja w Grabownie od kilku lat jest zamknięta, wszystko niszczeje, teren wokół stacji zarasta i coraz bardziej widoczny jest na niej pierwiastek zaniedbania oraz zapomnienia. Wygląd lasów też się zmienił. Lasy odbudowane po potężnej nawałnicy z lipca 1988 roku przeszły już przez trzebieże, znacznie podrosły i zatarły ślady tamtych wydarzeń. Poszerzono szlak kolejowy, miejscami na drogi wysypano jakieś resztki cegieł, tłucznia i innego materiału, natomiast bliżej Dobroszyc, dość intensywna w tym rejonie gospodarka leśna, w dużym stopniu zmieniła strukturę gatunkową drzew. Ubyło lasów sosnowych, przybyło dębiny, głównie z udziałem dębu bezszypułkowego. Przewagę lasów z udziałem sosny spotkamy bliżej Grabowna, natomiast im bliżej Dobroszyc, tym więcej dębów. Rosną tu też modrzewie, świerki, brzozy, buki, graby i generalnie dużą część podstawowego zestawu naszych wspaniałych rodzimych gatunków drzew. Na podstawie otrzymywanych informacji od znajomych grzybiarzy, można napisać, że w wielu rejonach Dolnego Śląska tegoroczny sezon jagodowy jest bardzo słaby lub wręcz nie istnieje. Teraz dopiero widać opłakane skutki kwietniowych silnych przymrozków. Taka sama sytuacja ma miejsce między Dobroszycami a Grabownem Wielkim. Tereny, które słynęły z obfitości borówki czarnej, obecnie są tylko cieniem dawnej świetności jagodowej. Jeżeli ktoś chce jechać do lasu i nazbierać jagód na tym terenie, to od razu mogę go ostrzec, że tu naprawdę nie ma po co jechać. 98% stanowisk które przejrzałem, jest całkowicie pustych, bez jakichkolwiek owoców. W miejscach, gdzie jakieś borówki zdołały się wytworzyć i dojrzeć, owoce są bardzo drobne, skutecznie zniechęcające potencjalnego zbieracza. Dlatego można stwierdzić, że na szlaku Dobroszyce-Grabowno (lub na odwrót), tegoroczny sezon jagodowy jest stracony. W ostatnim czasie nad tymi lasami przeszło trochę opadów (na pewno dużo więcej niż we Wrocławiu), jednak grzybowo jest tu słabo. Tylko punktowo coś tam nieśmiało wychodzi ze ściółki, ale wiadomo, że na gorących nizinach Dolnego Śląska to jeszcze nie jest czas na jakieś poważniejsze grzybobrania. Kiedyś omawiany szlak słynął z wielkiej obfitości grzybów, te czasy gdzieś uciekły, odeszły do historii. Generalnie mam subiektywne (ale myślę, że w dużym stopniu również obiektywne) poczucie, że zarówno obfitość jagodowa, jak i obfitość grzybowa legendarnego szlaku “dobroszycko-grabownianego”, skończyły się na dobre. Dużo stanowisk jagodowych już nie istnieje poprzez poszerzanie dróg, rozbudowę/remont samego szlaku kolejowego i wycinkę drzew. Z grzybami też jest dużo słabiej, chociaż trafiają się tu jeszcze dobre sezony. Jednak ja pamiętam jagodowo-grzybowe klimaty lat 90-tych i początek lat dwutysięcznych. Obecne wysypy to namiastka tego, co działo się w tamtych latach. Zastanawiam się, co mnie tu przyciągnęło? Za każdy razem jak jadę do Bukowiny lub z niej wracam, to pociąg ze mną w środku mknie przez te lasy. Sentyment i nostalgia? To chyba te dwie “wspominajki” włączyły mi w głowie impuls do tej wycieczki. Czerwcowe lasy są tu piękne, ale w tym roku jagodowo puste. Być może lepiej pod tym względem jest w innych rejonach. Stąd można udać się w kierunku do Sosnówki lub Miodar (po lewej stronie torów idąc od Grabowna) lub np. w kierunku Białego Błota i Bartkowa (po prawej stronie torów idąc od Grabowna). Moja wycieczka, a właściwie spacer był krótki, trwał niecałe 4 godziny. To wystarczyło, aby przejrzeć lasy i przede wszystkim powspominać klimaty minionych lat, gdzie wszędzie był porządek. Budynki stacyjne były zadbane, prawie zawsze czyste, w kasie można było kupić bilet, natomiast w porze jesienno-zimowej ogrzać w ciepłej poczekalni. Teraz budynki tylko “straszą” swoim coraz bardziej zaniedbanym wyglądem i często zniszczonym wnętrzem. Nawet nie wiem, kiedy przeleciał mi czas wędrówki i znalazłem się na skraju lasów w Dobroszycach. W lesie pusto, chociaż radośnie od śpiewu ptaków, szumu drzew i fruwających motyli. Przy stacji ku upadkowi chyli się pompa, która kiedyś była punktem orzeźwienia dla grzybiarzy i jagodziarzy. Dobrze oddaje stan, w jakim stopniu zaniedbania znajduje się infrastruktura przy stacji. W Dobroszycach wciąż czynna jest poczekalnia. Brudna, zanieczyszczona przez ludzi, którzy mylą ją z toaletą i zniechęcająca odorem, który wygania stąd człowieka po kilku sekundach. Cywilizacja poszła do przodu, na stacjach w Grabownie i Dobroszycach czas się cofnął. Chociaż wyremontowano na nich perony i tory kolejowe, budynki wraz z innymi elementami około-stacyjnej infrastruktury “cofnęły” się w rozwoju o wiele wiele lat. Najczęściej z tego samego powodu – braku pieniędzy i chęci. Pieniądze by się znalazły, ale nie o tym ma być ten wpis, ponieważ wszedłbym na łono kompletnie nieracjonalnej polityki naszych polityków, a więc AMEN! “Gdy widziałeś rozkwit, piękno i harmonię, nostalgia sama wbija się w głowę na widok współczesności. Towarzyszą jej smutek i pustka”. To jest mój cytat. Pozdrawiam.
szerzej:
Darz Grzyb! Czwartek, 20 czerwca 2024 roku. Ostatni dzień astronomicznej wiosny, wieczorem o 22:50 rozpocznie się astronomiczne lato. Jego meteorologiczna odsłona nadeszła już 1. czerwca. Tak to jest w kalendarzu, bowiem w rzeczywistości, lato zawitało do nas już w połowie maja, kiedy zakwitły lipy. Wczesnym porankiem wysiadam na stacji w Bukowinie Sycowskiej. Dzień wcześniej w Bukowinie i okolicach mocniej popadało. Ostatni poranek astronomicznej wiosny jest cudowny. Powietrze rześkie, czuć wilgoć i poranny chłód. Wyruszam starą trasą jagodową, która oczywiście prowadzi obok bukowińskiej chlewni. Na niebie błękit nieba prześwituje między rozproszonymi chmurami, dosyć szybko płynącymi z zachodu na wschód. I tradycyjnie wracają wspomnienia, kiedy to na jagody dreptało tutaj kilkadziesiąt osób, a czasami nawet więcej. Szybko przechodzę obok oczka wodnego, cmentarza i ostatnich domostw przed lasem. Wchodzę do jagodowego świata, podlanego deszczem i parującego leśnymi aromatami. Od razu biorę się ostro do pracy i pstrykam wiele fotek ukazujących fioletowo-granatowe skarby. Coraz bardziej uświadamiam sobie, że nie doceniłem niszczycielskiej siły kwietniowych przymrozków. Przymrozki okazały się bardzo podstępne, bowiem największe straty poczyniły w kwiatach, liście w większości dały radę i dlatego w maju mogło się wydawać, że skoro liście nie ucierpiały, to owoce też się obroniły. W rzeczywistości wygląda to inaczej. Tylko nieliczne stanowiska mają tyle borówek, że można zacumować się w miejscu i przez wiele godzin skubać owoce. Dlatego ten sezon nie będzie zbyt obfity, w wielu miejscach krzewinki są puste i w tym roku już nie obrodzą owocami. Zatem należy korzystać z jagodowej oferty, póki jeszcze można gdzieś coś znaleźć i naskubać. Część borówkowych zdjęć zrobiłem z rana, kiedy owoce były jeszcze mokre, część późnym popołudniem, kiedy wygrzewały się w przyjemnym cieple Słońca. Czwartek pod względem warunków do zbierania jagód był komfortowy. Owoce wciąż mają raczej małe rozmiary, większe trafiają się sporadycznie. Sezon rozkręca się, ciekawe jak sytuacja będzie wyglądała podczas kulminacji, która powinna przypaść mniej więcej na pierwszą połowę lipca. Zauważyłem też pewną ciekawostkę. Są takie miejsca, gdzie owoców jest dużo i nagle, jakby za pomocą niewidzialnej linii, jagody natychmiast się kończą. Tak pewnie działały kwietniowe przymrozki. Do danego miejsca (linii) ich niszczycielska moc pokonała kwiaty, kilka metrów dalej, gdzie było ciut cieplej, kwiaty ocalały. Przyznaję, że chyba nie przeżyłem jeszcze takiego sezonu, w którym jagody wymarzły w tak wielu miejscach. Groźne przymrozki wystąpiły np. w maju 2011 roku, ale sezon jagodowy był lepszy. Sezon 2024 prawdopodobnie będzie opisywany jako ten, w którym późnowiosenne chłody w wyjątkowo dużym stopniu wpłynęły na brak obfitości borówki czarnej. Mniej więcej za miesiąc, będzie można to dokładnie ocenić. Trzecie zbiory jagodowe 2024 uważam za świetne, niemniej determinacja, szybkość zbierania i przede wszystkim doświadczenie oraz znajomość miejsc to główne punkty budujące jagodowy sukces. Bez nich byłoby znacznie skromniej. Moje wyprawy jagodowe mają swój harmonogram i powtarzalne rytuały. Jednym z podstawowych jest przerwa na odpoczynek, która polega na obejściu wybranych fragmentów lasu i sprawdzeniu kilku grzybowych miejscówek. No i jest pierwszy podgrzybek brunatny w sezonie. Wprawdzie przemoczony i skapcaniały, ale jest. Oczywiście pozostał w lesie. Z ziemi kluje się trochę gatunków grzybów niejadalnych lub trujących, ale raczej punktowo, tak dla ozdoby runa. To pewnego rodzaju przekomarzanie się grzybów z grzybiarzem. Coś tam gdzieś, trochę, chociaż jakoś niemrawo, ale pobudzająco wyobraźnię.;)) Generalnie jak ktoś pojedzie do lasu, aby przede wszystkim sfotografować napotkane grzyby, to przez kilka godzin chodzenia na pewno zrobi sporo ciekawych grzybowych zdjęć. Maślaki żółte raczej już przerosły, gdzieniegdzie klują się młode owocniki, ale jest ich mniej niż tydzień temu. Czasami jakiś gołąbek, muchomorek lub inny grzyb wpadnie w oko i do obiektywu. Nie spotkałem jeszcze goryczaków żółciowych, które lubią pojawiać w miesiącach letnich. Coś jeszcze im nie pasuje i skrywają swoją gorycz w grzybni pod ściółką. Za to spotkałem kurki. Co tam kurki. To kureczki, kurczątka, które dopiero co łby wychyliły na powierzchnię i muszą sporo podrosnąć, aby zakończyć żywot w jajecznicy.;)) Za kilka dni sprawdzę ile podrosły, jeżeli oczywiście nie zostaną zebrane przez innego amatora leśnego drobiu. Dzisiaj też miałem pojechać do Bukowiny, jednak poranna burza powstrzymała mnie. Tylko na chwilę, bo już w najbliższych dniach dostąpię kolejnego zaszczytu jagodowej wyprawy. Relacja w pełnej wersji jest u mnie na blogu. Serdeczności i w las!