szerzej:
... i najwyraźniej nie chciały skorzystać z darmowej podwózki do sanatorium, stwierdziwszy że nawet pakiet siarki z borowiną ich nie postawi na nogę 😉 Czwarty dzień w sanatorium i pierwszy bez sanatoryjnej harówki 😉 czyli całe cztery godziny wolne, od śniadania do obiadu 🤣 bez siary, borowin, ćwiczeń w basenie, siłowni, krioterapii czy innych ultradźwięków i wymyślnych zabiegów 🤪 Już jadąc do Buska wypatrzyłam cudny las zaledwie kilka kilometrów przed miejscem docelowym czyli praktycznie za progiem 😄 I nareszcie w niedzielę się doczekałam! Opary siarki poluźniły szpony i można było prysnąć do lasu bez konsekwencji ze strony groźnych sióstr pielęgniarek wysoko przełożonych 😇 (a serio fantastyczny personel każdy i ogólnie cud miód malina). Poranne zjawy, białowłose mgły leniwie osnuwające pola opadły. Słoneczko blade świeciło z ukosa, bo jesień późna była rano rosa... 🎶 i piękny, spokojny las otworzył swoje komnaty pełne skarbów 🤗 Pierwszy brunatny już po kilku krokach, ale jak to ostatnio zbyt często bywa, z wierzchu liceum w środku muzeum 😉 Jednak z każdym krokiem było lepiej i radośniej bo okazało się że w nadzwyczaj dobrze zaopatrzonym sklepie pałacowym, czyli mięsnym, są również półki pełne i dań gotowych, mieszanych, ale i także takich dla bezmięsnych dziwolągów (lub preferujących inny gatunek mięsiwa) 😉 choć już niestety w dużo mniejszym asortymencie 😉 I smocznie było! Choć bez upragnionej pieczeni z novemberusów czy innych przysmaków dostępnych jeszcze rok temu o tej samej porze 🤔 Ale nie było również przejmującej ciszy. Solówki w wykonaniu ptasich sopranistów rozbrzmiewały jak w najlepszej muszli koncertowej świata 🎶 Zatem koszyk (i he he przywieziona suszarka do grzybów) będą miały jeszcze co robić w najbliższym czasie a nowa, świeżo upieczona koleżanka z pokoju będzie miała i kapustę z grzybami na święta dla licznej rodziny i może jeszcze dostanie na farsz do pierogów i zupę 😁👌 a ja przyjemność owocnych i jakże miłych dla serca i oczu spacerów 😁 Jeszcze SIE zbiera!!! 😎👌