Spacer dziś i wczoraj i przedwczoraj. Po chaszczach, czyli buszing. Nie ma zupełnie nic. Ani ucha, ani płomiennicy. Za ciepło, za sucho. Ale spacery wszystkie bardzo miłe, słonko w nos, albo w plecy. A fotka sprzed kilku dni, żeby łyso nie było :) ps. No i zapomniałam napisać najważniejsze: na Walentego kupiłam sobie pieczarkę leśną w kartonie, znaczy grzybnię i kołki
boczniaka (100 szt. - uohoho!). A więc jednak grzybowo, tylko inaczej, choć ciągle z miłością. Czego i Wam, Mili, życzę!