Adminowi i wszystkim zakręconym pozytywnie grzybiarzom życzę w te Święta przede wszystkim dużo zdrowia i na czas świąteczny i na każdy dzień powszedni, pozytywnych tylko wrażeń, lasów obfitujących w jego dary i tylko dobrych, życzliwych ludzi wokół. Dawno nie robiłam wpisów więc się usprawiedliwię, choć wpis będzie gorzko-słodki. Przez ostatnie miesiące starałam się każdą chwilę spędzić tak, aby jak najbardziej ułatwić ostatni czas życia mojemu psiemu przyjacielowi staruszkowi Michasiowi. Często mi towarzyszył przez lata w leśnych spacerach i zbieraniu grzybów. Mówiłam czasem do niego "mój grzybeczku", bo gdy miał mokrą sierść pachniał suszonymi grzybami. Gdy stało się, co nieuniknione, poszłam 4 grudnia na ostatni w tym roku, prawie 4 godzinny spacer do lasu w miejsca gdzie chodziliśmy najczęściej i wszędzie tam rozsypałam jego prochy. Płakałam jak dziecko. Mąż zapowiedział, że już żadnych psów... Przez 3 tygodnie ryczałam po kątach nie mogąc dojść do siebie. Nadal mi go brakuje i będzie zawsze brakować. Upływ czasu pomaga, ale wiedziałam, że nie wytrzymam. I tak po 3 tygodniach przeglądania ogłoszeń hodowli, rozmów i trudnych dylematów - w zeszłą sobotę razem z mężem pojechaliśmy aż za Płock po szczeniaczka. O spacerach leśnych póki co nawet nie ma czasu pomyśleć, bo czas mija pomiędzy karmieniem zabawą i sprzątaniem (szczegóły pominę). Dom ożył na nowo. Coś się w życiu kończy i coś zaczyna. Przed nami wyzwanie, bo maluch to takie psie dziecko specjalnej troski. Wierzę, że wszystko się uda i za kilka miesięcy będzie ze mną odkrywał las i fajne miejsca grzybowe. Do usłyszenia /zobaczenia na grzybowych ścieżkach.