Hasaliśmy z żoną (ja w roli ochroniarza) od 5 rano na leśnym szlaku Przegibek - Schronisko Magurka. Efekt: zero grzybów i ból w nogach (tylko kozice lubią pionowe ścianki). Po tym sukcesie zjechaliśmy na bielskie Błonia, żona grzybiarka wpadła od razu do lasu (początek szlaku na Kozią Górkę), ja i moja labradorka biegaliśmy po terenach rekreacyjnych. Efekt: 2 grzyby (chyba
podgrzybki), żona rozczochrana, pies mokry od rosy i najszczęśliwszy na świecie.
Niby ciepło, niby mokro (wczoraj padało), a grzyby w końcu upolowaliśmy w... Kauflandzie - to taki niemiecki las z bardzo dobrymi prawdziwkami, pewnie też cudzoziemskimi bo nie wierzę w bajki o urodzajnych lasach beskidzkich. Wydałem 15 złotych na ten portal bo chciałem zrobić żonie przyjemność i przygotować się do wypadu profesjonalnie. Wypad był. Dysku. Trzymajcie się z daleka od koszmarnych górskich lasów, a jeżeli zobaczycie faceta w kaloszach, kraciastej koszuli, czapce z daszkiem, dzierżącego wiklinowy koszyk pełny grzybów to niechybnie jest to tajny agent Kauflandu. Jedźcie na Mazury! Tam wyskakiwałem z łódki na chwilę za potrzebą i wracałem obładowany grzybami - załoga miała śniadanie, obiad i kolację. Wielkie
kanie na masełku... ech. W oczach załogi (jeszcze trzeźwej o poranku) widziałem łzy i miłość. A ja przeszedłem tylko parę metrów w zupełnie innym celu. Mówię Wam, tylko Mazury... nawet jeżeli nie znajdziecie grzyba to przynajmniej nie wyglądacie na spoconą kozicę górską. Ahoj!