Raniutko, chłodniutko, rosa, słoneczko, czegóż więcej do szczęścia potrzeba- lasu, lasu, i grzybki w nim też by się przydały. Znalazłam, chyba cudem jakimś 8 szt
kań, 3 maślaczki ziarniste, oraz 5
podgrzybków złotoporych……………
Aż oczy ze zdziwienia rano przecierałam, jak na zaokienny termometr spojrzałam. Chłodno- lubię takie o tej porze klimaty, ale żeby termometr pokazywał 10 st - to już leciutka przesada. Słoneczko za to pięknie niebo rozświetlało. Za oknem jak okiem sięgnąć- rosa. Pięknie myślę sobie- warunki na malutki skok w bok do lasu wspaniałe. Pojechałam całkiem bliziutko, ale, tak aby miasto w spacerze za bardzo nie przeszkadzało. Dęby- dorodne, z bukami wymieszane, troszkę dalej iglaste rozpościerają się lasy. Może być. Jak ostatnio, tak i dzisiaj postanowiłam dukty leśne okupować. Cudownie w liściastych starych lasach się zagłębić i w górę głowę zadzierając widzieć nad głową wspaniały parasol koron liściastych jakby jakiś tunel przez nie utworzony. Oczywiście- ponieważ ostatnimi tygodniami ani kropelka deszczu na nie nie spadła, postanowiłam w lesie rosy się doszukać. Ona jest, ale w mieście i najlepiej na samochodach. W lasach natomiast zauważyłam ledwie pokropione na obrzeżach trawy. dwa kroki w głąb lasu i pieprz tyle że bez wanilii. Sucho suchuteńko, śladów rosy brak. Idąc tymi piaszczystymi dukatami zauważyłam gdzie nie gdzie purchawki, nieco większe niż ostatnio. Jakieś jeszcze za dwie kępy białawych w kiepskim stanie blaszkowców. Na obrzeżach, w trawie wypatrzyłam 3
maślaki ziarniste. Spacerek dalej w ciszy i błogim cieniu pięknych koro kontynuowałam. Na nic za bardzo nie liczyłam. Ale to to to kawałek dalej znalazłam w sumie
podgrzybków złotoporych w całkiem dobrej kondycji. Kilka było młodziutkich, kilka w lesie zostało- wiadomo. Minęło trochę czasu i kilometrów parę, gdy w pewnym momencie zauważyłam małą złożoną parasolkę- deszcz nie pada to co ona będzie się fatygowała. Obeszłam terytorium dokładniej i dozbierałam jeszcze 4- dwie na całą okazałość kapeluszy rozpostarte, dwie pozostałe skromnie pozamykane. Początkowo fotek nie robiłam. Zrobiłam dopiero ostatniej z nich. Urosły młodziutkie, czyli sama już nie wiem- będzie coś jeszcze, czy już może nic? Powietrze z powodu i chłodu poranka, jak i cienia okolicznych drzew cudowne, świeżuteńkie, takie jakie uwielbiam. Byłoby jeszcze przyjemniej, gdyby popadało. Cudowny dzionek, a właściwie ranek, 2 godziny z okładem, 5,5 km w nogach. Ambrozja. 3
kanie w poidełkach, bo muszą podrosnąć, i będą wspaniałe leśne kotleciki. Kiedy las mnie czymś okazalszym obdaruje, aby zmienić menu? Serdecznie Was wszystkich portalowców z mych nizin pozdrawiam :)